Artykuł ekspercki

Zalani plastikiem

29 maja 2020
Artykuł Adama Grzeszaka zdobył nagrodę główną w 10. edycji konkursu ,,Pióro odpowiedzialności" w kategorii artykuł tematyczny: ,,odpowiedzialna konsumpcja i produkcja". Tekst zatytułowany „ Zalani plastikiem” ukazał się pierwotnie w tygodniku "Polityka", 18.06.2019.

Torby, torebki, foliówki, pudełka, butelki, kartoniki, tacki, kubeczki, miseczki, talerzyki, tuby, saszetki – po każdych zakupach zostajemy z górą plastikowych opakowań. Najgorzej jest z butelkami po wodzie. Latem wyrzucamy ich setki milionów miesięcznie. Co z tym robić?

Były upały i jeszcze będą. Lekarze zalecają, by pić jak najwięcej, najlepiej niegazowaną wodę. Jest na wyciągnięcie ręki, w sklepie, kiosku, automacie. Gazowana, niegazowana, niskosodowa, z mikroelementami. W butelkach dużych i małych. Kiedy już woda wypita, trzeba się pozbyć butelki. Wrażliwi ekologicznie szukają kosza na plastikowe odpady, co nie jest proste, mniej wrażliwym wystarczy zwykły kosz, o ile zdołają wcisnąć pustą butelkę w stos wcześniej wyrzuconych. Inni ciskają ją gdziekolwiek, co widać wszędzie.

W ubiegłym roku Polacy wypili 4,7 mld litrów butelkowanej wody. Coraz gorętszy klimat sprawia, że pijemy coraz więcej, w tym roku pewnie przekroczymy 5 mld litrów. Picie zwykłej wody z kranu zawsze jest możliwe, ale kranówka wciąż ma w Polsce (na ogół niesłusznie) złą reputację, wolimy butelkowaną. Przeciętna trzyosobowa polska rodzina opróżnia do tysiąca butelek rocznie. W sumie wyrzucamy ok. 156 tys. ton plastikowych butelek, czyli zapewne 4–5 mld sztuk w ciągu roku (szczegółowych danych brak). Butelki PET (to skrótowa nazwa politereftalanu etylenu) obok toreb foliowych mają największy udział w naszych plastikowych śmieciach. Produkujemy ich coraz więcej, bo sklepowe półki uginają się dziś pod ciężarem nie tylko butelkowanej wody, soków, napojów energetycznych, ale i tysięcy towarów spożywczych w plastikowych opakowaniach. Porcje są coraz mniejsze, za to opakowania coraz większe i wymyślniejsze. Chcemy kilka plasterków wędliny albo sera? W koszyku ląduje zafoliowana tacka. Odrobina śledzia i już mamy go w solidnym plastikowym opakowaniu. Producenci branży spożywczej używają do pakowania coraz więcej plastiku, nawet tych produktów, które wcześniej sprzedawano luzem lub używając papieru, jak chleb, owoce, warzywa czy mięso. A my te opakowania chwilę później, bez zmrużenia oka, wyrzucamy.

Od kiedy wprowadzono obowiązek segregacji śmieci, nikt nie może już powiedzieć, że nie wie, o co chodzi, a sprawa zużytych plastikowych opakowań jego nie dotyczy. Domowy pojemnik na odpady z tworzyw sztucznych zapełnia się wyjątkowo szybko, nawet jeśli staramy się ograniczać konsumpcję. – Opakowanie to niemy sprzedawca. Wielu konsumentów podejmuje decyzję o zakupie, kierując się atrakcyjnością opakowania. Zwłaszcza że coraz częściej handel odbywa się w sklepach samoobsługowych, gdzie nie ma szans na rozmowę ze sprzedawcą. To nakręca popyt na opakowania – wyjaśnia dyr. Wacław Wasiak z Polskiej Izby Opakowań.

Wszystko jest plastikiem

Producenci i handlowcy wyliczają długą listę argumentów, że bez plastiku branża spożywcza żyć nie może. Nowoczesne opakowania chronią żywność przed zniszczeniem, zapewniają dłuższą świeżość, są bezpieczne, ułatwiają jedzenie, pozwalają na przekazanie konsumentowi wymaganych informacji o produkcie. Są też tanie, lekkie i wytrzymałe, co ułatwia i obniża koszty transportu i magazynowania. Te zalety są cudowne, ale tylko do chwili opróżnienia opakowań. Potem zamieniają się one w odpad i robi się wielki problem. W ciągu roku statystyczny Polak produkuje 300 kg odpadów. Z tego ok. 8 proc. to zużyte opakowania, w większości po produktach spożywczych.

Pośpiech, w jakim żyjemy, i zmiany obyczajów nakręcają popyt na jednorazowe opakowania. Coraz więcej osób żyje samotnie. Dlatego potrzebuje tanich i wygodnych rozwiązań żywieniowych. Stąd na półkach sklepowych coraz więcej dań gotowych – kanapek, zup, sałatek, a także całych posiłków, które wystarczy wstawić do kuchenki mikrofalowej i zjeść dołączonymi plastikowymi sztućcami. Oczywiście wszystko solidnie zapakowane w plastik.

Coraz chętniej korzystamy też z gastronomii oferującej potrawy na wynos. Jedzenie i picie w biegu to dla jednych konieczność, dla innych element stylu życia. Powstała nowa kategoria produktów zwanych to go, w jednorazowych, zwykle plastikowych opakowaniach. Wśród młodych mieszkanek miast szczególnie modne jest picie kawy podczas porannej wędrówki do pracy. Najlepiej z jednorazowego kubka z przykrywką ze znanej sieciowej kawiarni.
Oczywiście wszystko w plastiku, bo nawet to, co nazywamy kubkiem papierowym, też jest zwykle wykonane z tworzywa sztucznego lub z jego udziałem. Opakowania metalowe i papierowe używane przez przemysł spożywczy są zwykle pokrywane wewnątrz tzw. folią barierową, wymaganą ze względów sanitarnych. W przypadku kartonów z mlekiem i napojami to już skomplikowana przekładanka tworzywa polietylenowego, papieru i folii aluminiowej.

Szalenie trudna do recyklingu.

Tradycyjne restauracje odkryły, że zamiast czekać, aż klient siądzie, by przy stole zjeść z tradycyjnego talerza, posługując się metalowymi sztućcami, można mu jedzenie zapakować i wysłać do domu albo do pracy. Oczywiście w jednorazowych opakowaniach z tworzyw sztucznych, dodając plastikowe łyżki, noże i widelce.

– Z naszych badań wynika, że już 20 proc. polskich restauracji oferuje dowóz swoich dań. W ciągu ostatnich 12 miesięcy liczba zwiększyła się o 56 proc. To szybko rosnący rynek – wyjaśnia Grzegorz Aksamit, wiceprezes franczyzowej sieci gastro-kurierskiej Stava.

Przybywa pomysłów, co by tu jeszcze zapakować. Zwłaszcza handel internetowy ma ich wyjątkowo dużo, więc góra odpadów rośnie. I choć wciąż jeszcze jesteśmy poniżej średniej unijnej (474 kg na osobę rocznie), to radzimy sobie dużo gorzej z ich zagospodarowaniem.

Obowiązuje zasada, że firma wprowadzająca na rynek towary w opakowaniach musi określoną część zużytych opakowań odzyskać oraz poddać recyklingowi. Jeśli tego nie zrobi, zapłaci opłatę zastępczą (obecnie 2,7 zł/kg). Techniczną realizacją obowiązku zajmują się wyspecjalizowane spółki zwane organizacjami odzysku, które w imieniu swoich klientów organizują zbiórkę zużytych opakowań i ich recykling. W tym roku wymagany jest recykling 42 proc. opakowań z tworzyw sztucznych. Problem jest tylko taki, że brakuje firm zajmujących się recyklingiem, a te, które go prowadzą, narzekają, że dostają surowiec zanieczyszczony, niskiej jakości. Na dodatek lista produktów, które można wytwarzać ze zużytych opakowań, jest ograniczona, a popyt na nie niewielki.

Ciemne chmury

Przyzwyczajamy się, nie bez trudu, do selektywnej zbiórki, dlatego w Sejmie trwają prace nad ustawą wprowadzającą prawny przymus segregacji śmieci. Mimo to wciąż wiele osób ma wątpliwości, czy nie robimy tego na darmo. Czy to wszystko nie trafi potem na wysypisko? Utwierdzają nas w tym zdjęcia kłębów czarnego dymu nad składowiskami plastikowych odpadów, płonącymi z taką regularnością, że pojawił się już żart na temat opracowanej w Polsce nowatorskiej metody magazynowania odpadów w chmurze. Wszystko wskazuje jednak na to, że to po prostu sposób zacierania śladów po oszustwach w gospodarce odpadami.

– Dziś tylko jedna trzecia zużytych opakowań poddawana jest recyklingowi. Jedna trzecia trafia do spalarni, co uznawane jest za formę recyklingu energetycznego, reszta kończy na składowiskach – wyjaśnia dyr. Wasiak.

Tymczasem nad plastikiem gromadzą się prawdziwe czarne chmury. Do społecznej świadomości dociera, że te góry odpadów z tworzyw w końcu nas pochłoną. Naukowcy snują ponure scenariusze, bo coraz więcej opakowaniowych śmieci trafia do mórz i oceanów. Fundusz WWF szacuje, że tylko do Morza Śródziemnego – wyjątkowo zanieczyszczonego – trafia 570 tys. ton plastików rocznie. Przeliczając to na butelki po napojach PET, jeden z najpopularniejszych odpadów, oznacza to 33,8 tys. butelek na minutę. Za 30 lat wymrą ryby – to jeden z całkiem realnych scenariuszy. Ich organizmy są skażone mikrodrobinami plastiku. Zresztą także ludzie spożywają plastik z opakowań i nie jest on obojętny dla ich zdrowia.

Na ekologicznej fali

Pod wrażeniem tych apokaliptycznych wizji Unia Europejska zajęła się problemem plastikowych opakowań, wydając kolejne akty prawne. Rok temu wszedł pakiet odpadowy. Kraje Unii przyjęły zobowiązanie, że w 2025 r. 55 proc. odpadów komunalnych będzie poddawanych recyklingowi. W marcu tego roku przyjęta została dyrektywa dotycząca jednorazowych wyrobów plastikowych, która nakłada na przemysł opakowaniowy szereg trudnych obowiązków.

Za półtora roku nie będzie już wolno sprzedawać najpopularniejszych plastikowych jednorazówek (m.in. sztućców, talerzy, słomek, mieszadełek do napojów, styropianowych pojemników do żywności i kubeczków). Od 2025 r. plastikowe wieczka i nakrętki butelek będą musiały być trwale przymocowane do pojemników i butelek, te zaś będą musiały być zrobione z surowca przynajmniej w 25 proc. z recyklingu (w 2030 r. – 30 proc.). W 2025 r. zbiórka i recykling jednorazowych butelek ma osiągnąć 77 proc., a cztery lata później 90 proc. Dlatego rząd zamierza metodami ekonomicznymi zapanować nad butelkowym tsunami. Ma temu służyć system kaucji, które będą skłaniać obywateli, by nie wyrzucali pustych butelek, ale zwracali je do specjalnych automatów, odzyskując pieniądze. Rząd jednak ma problem z nowymi przepisami, bo ich wprowadzenie oznaczałoby wzrost cen napojów (mówi się o kaucji 40 gr) i nie wiadomo, czy nawet to byłby skuteczny bodziec. Problemem jest też kwestia zbiórki butelek, bo butelkomaty mogą nie wystarczyć i wciąż nie wiadomo, kto miałby je kupić (koszt 65–180 tys. zł) oraz obsługiwać.
Wszystkie wchodzące w życie nowe regulacje to dla handlu, branży spożywczej i przemysłu opakowań spore wyzwanie, ale buntować się nie ma sensu, bo dziś sympatia konsumentów jest po stronie przeciwników plastiku.

Mamy świadomość, że opakowania plastikowe są obciążeniem dla środowiska, ale całkowita z nich rezygnacja nie wydaje się na razie możliwa. Dlatego grupa wielkich firm (Carrefour Polska, Coca-Cola, Danone, Nestlé, PepsiCo Unilever Polska) i organizacji podpisała Pakt na rzecz zrównoważonego wykorzystywania tworzyw sztucznych. Do końca tego roku chcemy stworzyć mapę drogową działań, które będą do tego prowadzić. Chodzi między innymi o eliminowanie plastiku tam, gdzie nie jest on konieczny, a także zmianę opakowań na lżejsze – wyjaśnia Małgorzata Greszta z firmy CSR Consulting, przedstawicielka Porozumienia.

Firmy czują, że na antyplastikowej fali mogą surfować, zdobywając sympatię konsumentów. Dlatego wielkie koncerny składają strzeliste deklaracje. Jak choćby Nestlé Polska, które przyjęło zobowiązanie, że do 2025 r. wszystkie opakowania będą w 100 proc. nadawały się do recyklingu lub ponownego wykorzystania. Sieć McDonald’s już w połowie 2018 r. ogłosiła, że stopniowo zaczyna rezygnować z plastikowych słomek do napojów i będzie je zastępowała papierowymi rurkami. W sieci kawiarni Wild Bean, na stacjach BP, plastikowe i papierowe kubki na kawę są zastępowane czekoladowymi waflami. Lidl wprowadza biodegradowalne i nadające się do recyklingu opakowania na owoce i warzywa. Biedronka proponuje klientom ekotorbę całkowicie biodegradowalną, wykonaną w 80 proc. z materiałów z odzysku. Koncern redukuje także plastik w produktach marek własnych. Udało mu się już wyeliminować 1,5 tony plastiku.

– Nasza sieć podjęła zobowiązanie redukcji masy opakowań marki własnej o 5 proc. do 2022 r. oraz zobowiązała się, że wszystkie opakowania marki własnej Carrefour będą nadawać się do recyklingu lub kompostowania – mówi Barbara Kowalska, dyrektor ds. jakości i zrównoważonego rozwoju Carrefour Polska.

Krojenie drewnianym nożem

Nie wszyscy wierzą w dobre intencje producentów żywności.

– Firmy deklarują, że będą chronić środowisko, ale to zwykle tylko pozory. Wiedzą, że to się dziś dobrze sprzedaje, a konsumenci i tak tego nie sprawdzą. Liczy się zysk, a o wszystkim decyduje nie ekologia, ale dyrektor finansowy. Znam firmę, która zamówiła opakowanie z tworzywa sztucznego, ale tak, by kolor i tekstura udawały papier z makulatury – mówi z goryczą Mariusz Słowik, twórca agencji brandingowej Owocni.pl.

Zwraca też uwagę na częste zjawisko sztucznego powiększania opakowań, by osiągnąć złudzenie, że zawierają więcej niż naprawdę. Gdyby firmom zależało na zmniejszeniu zużycia plastiku, toby tego nie robiły.
Kiedy wielcy producenci żywności deklarują ekoentuzjazm, eksperci po cichu przyznają, że nowe przepisy to spory problem, zwłaszcza dla tych mniejszych. Polska Federacja Producentów Żywności uznała, że dla wielu producentów napojów obowiązek zmiany systemu zamykania butelek tak, by zakrętka była trwale połączona z butelką, to wyzwanie ponad siły. Przepis ma wyeliminować problem wyrzucania do śmieci zakrętek nawet wówczas, gdy sama butelka trafia do recyklingu. Firma PwC wyliczyła, że w skali UE nowy system może wymagać dodatkowo 50–200 tys. ton plastiku, a zmiana linii technologicznych pochłonie minimum 2,7 mld euro.

Także gastronomia przygotowuje się do zmiany. W pierwszej kolejności porzuca plastikowe słomki do napojów, bo są już zamienniki. Tylko klienci narzekają, że papierowe zbyt szybko rozmiękają.

 Restauratorzy zdają sobie sprawę, że klienci zwracają uwagę na kwestie ekologii. Dlatego już dziś typowe pudełka (tzw. lunchboxy ze styropianu) wielu wymienia na biodegradowalne, z mąki kukurydzianej. Tyle że te nowe są pięciokrotnie droższe. Także zastąpienie jednorazowych, plastikowych noży i widelców drewnianymi nie jest łatwe, bo drewnianym nożem trudno coś ukroić – wyjaśnia Grzegorz Aksamit.

Producenci opakowań intensywnie pracują nad nowymi materiałami, które mogłyby zastąpić plastik. Wszyscy nadzieje wiążą z biotworzywami produkowanymi nie z ropy naftowej, jak typowe plastiki, ale z surowców roślinnych. Celem są opakowania biodegradowalne i kompostowalne, czyli takie, które po użyciu można zamienić w nawóz. To ideał gospodarki obiegu zamkniętego. Już pojawiają się takie opakowania z biopolimerów. Rachunek środowiskowy okazuje się jednak skomplikowany i niejednoznaczny.

– Takie tworzywa produkowane są często z roślin jadalnych, których uprawa i przetworzenie pochłania masę energii. To sprawia, że takie opakowania nie tylko kosztują więcej niż tradycyjne, ale także ich ślad węglowy jest większy. Powstaje też pytanie, czy żywność powinna być przetwarzana na opakowania? – zastanawia się dyr. Wasiak.

Ekotrend

Antyplastikowa rewolucja zrodziła ekotrend odpowiedzialnej konsumpcji, życia bez plastiku na ile to możliwe. Żadnych plastikowych butelek, słomek, kartonów, jednorazówek, foliowych toreb. Trzeba nosić tekstylne siatki, mieć przy sobie kubek do wielokrotnego użycia, pić wodę z kranu, unikać ulicznej gastronomii i sieciowych lokali, gdzie podają napoje i potrawy w jednorazówkach. I generalnie zwracać uwagę na to, co i jak się kupuje.

Ten nowy trend zwie się precyklingiem. To nazwa nawiązująca do recyklingu, ale będąca jego rozwinięciem. Bo nie chodzi tu o zagospodarowanie odpadów, ale przeciwdziałanie ich powstawaniu. Prawdziwy precykler odrzuca ideę współczesnego konsumpcjonizmu – kup, użyj, wyrzuć. Ma inną: zastanów się, zanim kupisz, wybieraj świadomie, nie wyrzucaj, a jeśli możesz, to napraw lub zregeneruj, w ostateczności poddaj recyklingowi. W tej filozofii mieści się też kupowanie towarów luzem, do własnych wielokrotnych opakowań. W dużych, europejskich metropoliach można już spotkać takie precyklerskie sklepy, w kraju praktykują ją niektóre sklepy z żywnością ekologiczną. Nawet firmy zaczynają uprawiać precykling, jak Danfoss Polska, która zrezygnowała z butelkowanej wody dla pracowników (250 tys. butelek rocznie), zastępując ją wodą w butelkach wielokrotnego użytku. Zainicjowała też akcję lessplastic, by radzić, jak zastępować i ograniczać plastik.

W Polsce zjawisko precyklingu przybrało niespodziewanie polityczny charakter, bo posłanka Agnieszka Pomaska (PO-KE) stworzyła niedawno w Sejmie parlamentarny zespół „Zerwij z plastikiem”, zapowiadając walkę o to, aby ze sklepów znikła żywność w plastikowych opakowaniach. Do zespołu przystali wyłącznie posłowie Platformy Obywatelskiej, co może sprawić, że problem opakowaniowy rząd zakwalifikuje jako ekoterrorystyczną akcję opozycji. I zostaniemy na starych plastikowych śmieciach.

Autorzy

Adam Grzeszak

Adam Grzeszak

Z „Polityką” od początku lat 90. Autor tekstów gospodarczych, związanych z motoryzacją i transformacją energetyczno-infrastrukturalną. Prawnik z wykształcenia. Zdobywca lauru Libertas et Auxilium (dwukrotnie) za tekst o ochronie konkurencji i praw konsumentów. Laureat Nagrody NBP im. Grabskiego, dwukrotnie nominowany w konkursie Grand Press. W 2017 r. otrzymał nagrodę Dziennikarstwa Ekonomicznego Press Club Polska. Laureat konkursu „Pióro odpowiedzialności”.