Kim jesteśmy
Współpraca
Programy
Konkursy
Baza wiedzy
W Polsce przedsiębiorcy niezbyt przychylnie patrzą na związki zawodowe i rady pracowników. Firmy chętnie za to chwalą się działaniami z zakresu CSR, czyli społecznej odpowiedzialności biznesu.
Związki zawodowe w Polsce nie mają dobrego PR-u, a uzwiązkowienie spada. W sektorze publicznym uzwiązkowienie jest ciągle wysokie (np. 70 proc. w górnictwie), ale w prywatnym bywa, że związki zawodowe występują w formie szczątkowej (np. 2 proc. w handlu). Ciekawe wyniki daje rozbicie sektora prywatnego na ten z kapitałem polskim i ten z międzynarodowym. Według badań Konfederacji Lewiatan „Pracujący Polacy” w 2007 r. w krajowym sektorze prywatnym uzwiązkowienie wynosiło zaledwie 8 proc. i spadało, a w zagranicznym – aż 33 proc. i rosło.
Dlaczego Polacy coraz rzadziej wstępują do związków? Poza uzasadnieniami historycznymi odpowiedź może tkwić w sposobie zarządzania polskimi przedsiębiorstwami. Dr Jan Czarzasty ze Szkoły Głównej Handlowej przeprowadził badania stosunków pracy w ponad 80 korporacjach działających w Polsce. Wynika z nich, że w 70 proc. badanych firm styl zarządzania był autokratyczny, w niespełna 30 proc. – demokratyczny. Styl autokratyczny najrzadziej występował w firmach z francuskim kapitałem. Okazało się też, że tzw. klimat związkowy silnie zależy od stylu zarządzania. Jedynie w 40 proc. firm zarządzanych autokratycznie nastawienie zarządu do związków było przychylne lub neutralne. W firmach zarządzanych demokratycznie – w 75 proc. badanych firm.
To przekłada się na stosunki pracy. – Te są w Polsce sfragmentaryzowane i zdecentralizowane. Mają też raczej konfliktowy charakter. Delikatnie ujmując, istnieje niechęć pracodawców wobec organizowania się ich pracowników. Związek zawodowy w firmie prywatnej trudno jest założyć i utrzymać – wyjaśnia dr Czarzasty.
W 2006 r. Sejm uchwalił ustawę o radach pracowników – wdrażając w ten sposób dyrektywę unijną, która zmierzała do poprawy dialogu w firmach. Rada pracowników miała działać w firmach zatrudniających powyżej 50 osób, liczyć od trzech do siedmiu członków i przydawać się m.in. tam, gdzie nie działają związki. Kompetencje rady pracowników nie są szerokie – na spotkaniach rad z pracodawcami reprezentanci mieli otrzymywać informacje m.in. o sytuacji ekonomicznej firmy czy zwolnieniach.
W szczytowym momencie rad było ponad 3 tys. – przy 35 tys. polskich firm zatrudniających minimum 50 pracowników. Dziś jest ich tylko ok. 500. Dlaczego? – Ustawa została napisana w taki sposób, że radę ciężko jest założyć – pod wnioskiem musi się podpisać 10 proc. pracowników. Nie ma też sankcji dla pracodawcy, który po prostu nie życzy sobie założenia rady – tłumaczy Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich. Górski pracuje nad nowelizacją, ale ciężko znaleźć mu poparcie wśród posłów. Tematem nikt nie jest zainteresowany.
O tym, jak trudno jest obecnie założyć radę pracowników, przekonał się K. Fabryka Samsunga we Wronkach liczy 4 tys. pracowników. A to oznaczało konieczność zebrania podpisów 400 osób. Powodem założenia rady był „słaby przepływ informacji z góry do dołu”. – To było spore przedsięwzięcie. Branża IT podchodzi z rezerwą do tematów pracowniczych. Pracownicy raczej zmieniają firmę, niż usiłują w niej coś poprawić – mówi K. Udało się – rada działa od trzech miesięcy.
Ale nie zawsze jest łatwo. W grudniu 2015 r. w firmie Stadler w Siedlcach „Solidarność” zapowiedziała strajk. Powód? Utrudnianie założenia rady pracowników. Ostatecznie stronom udało się dogadać i do protestu nie doszło.
Bywa też groteskowo – w tym samym miesiącu w chorzowskim parku Śląskim, jednym z największych europejskich parków miejskich, trzech dyrektorów, obawiając się zwolnienia, doprowadziło do wybrania do rady… samych siebie. Dzięki temu zyskali czteroletnią ochronę przed zwolnieniem.
Dziennikarka. Laureatka nagrody głównej w konkursie „Pióro odpowiedzialności” za „przypomnienie o roli dialogu społecznego i znaczeniu związków zawodowych w tym procesie oraz pokazanie dobrych przykładów partycypacji pracowniczej”. Tekst pt. „Bez dialogu nie ma rozwoju” pierwotnie pojawił się w Gazecie Wyborczej 8 lutego 2016 roku.