Artykuł ekspercki

„Piractwo”, czyli wyjątkowo mało etyczna konsumpcja – Wywiad z Wojciechem Hardym

10 stycznia 2015
Wywiad z Wojciechem Hardym, członkiem zespołu badawczego iPiracy na Wydziale Ekonomicznym UW powstał w ramach konferencji CopyCamp organizowanej przez Fundację Nowoczesna Polska, którą swoim patronatem medialnym objął portal odpowiedzialnybiznes.pl.

Pracuje Pan w zespole badawczym iPiracy na Wydziale Ekonomicznym UW, który próbuje wprowadzić trochę więcej wiedzy naukowej do debaty o tzw. piractwie internetowym, co dokładnie robicie?

Bez wątpienia wejście internetu w powszechne użycie wywróciło niejeden model biznesowy do góry nogami. Z nowego, nieautoryzowanego, dostępu do treści zaczęli korzystać ludzie z wszelkich środowisk – od nastolatków szukających piosenek na swoje telefony, po właścicieli firm oszczędzających na drogim oprogramowaniu. Ile stron problemu, tyle zdań na jego temat. O to, jaki jest rzeczywisty wpływ „piractwa” na działalność gospodarczą pośredników w sprzedaży dóbr kultury spierają się osoby w różny sposób związane z dziedziną kultury, prawnicy i zwykli użytkownicy internetu.

W całym tym ogromie opinii zdania poparte twardymi wynikami dobrze skonstruowanych badań stanowiły mniejszość. W zespole iPiracy do dotychczasowych dokonań w zakresie badania „piractwa” spróbowaliśmy wprowadzić metody eksperymentalne. Ich ogromną zaletą jest to, że jednoznacznie przypisujemy skutek przyczynie. Często wydawcy, organizacje zbiorowego zarządzania czy też sami zwolennicy otwartego dostępu promują wizerunek „piractwa” zgodny ze swoim własnym światopoglądem i celami. My natomiast, bez ideowych założeń, weryfikujemy, jakie są przyczyny i konsekwencje nieautoryzowanego udostępniania i ściągania z takich źródeł. Projekt iPiracy rozpoczął się ponad dwa lata temu i od tego czasu zdążyliśmy przeprowadzić wiele badań o różnej skali. O niektórych można już przeczytać w publikacjach, których aktualna lista znajduje się na naszej stronie.

Wiele z zadawanych przez nas pytań dotyczy etycznego postrzegania tzw. piractwa przez ogół społeczności internetowej. Prócz badań wśród klientów cyfrowych księgarni internetowych przeprowadziliśmy długi (roczny) eksperyment terenowy we współpracy z 10 uznanymi polskimi wydawnictwami oraz firmą Plagiat.pl. Jego wyniki dotyczące wpływu „piractwa” na sprzedaż książek miałem przyjemność prezentować na tegorocznej konferencji o prawie autorskim CopyCamp. To tylko część badań, które przeprowadziliśmy, a nasze narzędzia badawcze pochodzą z szerokiego zakresu – na naszej stronie można przeczytać np. o eksperymencie, który przeprowadziliśmy w sieci kinowej. Podstawialiśmy własnego ,,pirata” z kamerą do poszczególnych sal projekcyjnych… A widzowie? Nie protestowali!

Aktualnie pracujemy nad kilkoma kolejnymi badaniami pogłębiającymi dotychczas uzyskaną przez nas (a i przez innych naukowców) wiedzę. Zazwyczaj nie nagłaśniamy konkretnych badań przed ich przeprowadzeniem, ale zapraszamy do śledzenia naszej strony – o wszystkich rezultatach informujemy na bieżąco w newsletterach zespołu GRAPE i na fanpejdżu iPiracy na Facebooku. Choć istnieje już całkiem sporo badań dotyczących wpływu piractwa internetowego na sprzedaż, wnioski z nich płynące potrafią różnić się między sobą diametralnie. Rzeczywiście, piractwo jest z metodologicznego punktu widzenia tematem bardzo trudnym do ugryzienia. Po pierwsze, trudno pytać ludzi o piractwo wprost, jako że z wysokim prawdopodobieństwem zatają oni informacje o swoim rzeczywistym zachowaniu (lub np. zaniżą dane na temat tego, w jakim stopniu korzystają z nieautoryzowanych źródeł). Po drugie, nawet dysponując miarą piractwa, jak i miarą sprzedaży, nie możemy ich ze sobą bezpośrednio porównywać.

Jeśli analizujemy sprzedaż konkretnego produktu, możemy się spodziewać, że im będzie on lepszy, tym więcej osób będzie go zarówno kupować, jak i ściągać z internetu. Jeśli analizujemy z kolei przypadek konkretnej osoby, możemy się spodziewać, że im bardziej lubić ona będzie dany typ kultury (np. muzykę), tym więcej będzie jej pozyskiwała zarówno ze sklepu, jak i z nieautoryzowanych źródeł. Nie uwzględniając więc czynników takich jak popularność czy ogólny stosunek do kultury, możemy łatwo dojść do wniosku, że piractwo skorelowane jest ze sprzedażą w sposób pozytywny. W żadnym stopniu nie oznacza to jednak ciągu przyczynowo-skutkowego, a to interesuje nas przecież najbardziej.

Czy udało się Wam uzyskać wstępną odpowiedź na pytanie, w jaki sposób piractwo wpływa na autoryzowaną sprzedaż?

Nawet pokonawszy te początkowe przeszkody, należy z ostrożnością traktować kwestię, na ile możemy uogólnić nasze wyniki. Nie ma jednego związku piractwa z autoryzowaną sprzedażą. Konsumenci plików z muzyką są zupełnie innymi konsumentami od tych kupujących filmy na DVD. Same dobra różnią się zresztą od siebie pod każdym względem – film wymaga pełnej uwagi widza, przez okres ponad godziny, a także zazwyczaj niemobilnego ekranu, na którym można go obejrzeć. Plik z muzyką można odtworzyć, wykonując w międzyczasie inną czynność, a także nosić go ze sobą w odtwarzaczu. Co więcej, wiele osób chętnie posłucha tej samej dobrej piosenki wielokrotnie w krótkim czasie, podczas gdy filmy zwykle oglądane są raz na długi czas. Nawet jednak zawężając zakres badań do np. filmów, należy uważać na to, jaki rodzaj usługi analizujemy. Dla przykładu: film z efektami specjalnymi, pobrany z internetu i obejrzany na komputerze może być kiepskim zamiennikiem dla filmu obejrzanego w kinie.

Z drugiej strony, jeśli ten sam film wycieknie i pokaże się w sieci przed premierą kinową, może się okazać, że cała rzesza niecierpliwych widzów obejrzy go, zanim będzie mogła skorzystać z autoryzowanego źródła. Niektóre badania wskazują także na odmienny wpływ „piractwa” na dobra mniej znane i na te bardziej znane – prawdopodobnie ze względu na możliwość dodatkowej promocji tych pierwszych. Wreszcie, związek piractwa z oficjalną sprzedażą ewoluuje wraz z rozwojem technologii i narzędzi – tak pirackich, jak i autoryzowanych. Kiedy rozpoczęło się piractwo muzyki (początek zwykle utożsamiany jest ze startem Napstera), pliki z muzyką miały dla siebie konkurencję jedynie w postaci płyt CD na półkach sklepowych. Dopiero kilka lat później pojawił się iTunes, wprowadzając tanią alternatywę dla piractwa. Jeszcze później uruchomiono Spotify, o którym otwarcie mówi się, że zostało wprowadzone, by zatrzymać piractwo. Czy piractwo muzyki ma więc teraz wpływ taki jak 10 lat temu? Raczej nie.

Odmiennie rzecz ma się w przypadku plików z filmami. Te, w przeciwieństwie do muzyki, zajmują o wiele więcej miejsca na dysku – zwłaszcza jeśli chodzi o wysoką jakość obrazu i dźwięku. Znaczną rolę gra więc prędkość, z jaką możemy taki film pobrać – a ta o ile kilkanaście lat temu nie pozwalała na szybkie zapisanie dużego pliku na dysku, urosła w ciągu ostatnich 10 lat na tyle, że pojawiły się serwisy udostępniające filmy w streamingu. Podobnie jak było w przypadku Spotify dla muzyki – dla filmów i seriali wprowadzono więc Netflix.

Podsumowując, związek piractwa ze sprzedażą to temat rzeka i choć istnieje już wiele badań na ten temat, to wciąż o wielu aspektach nie posiadamy jeszcze wiedzy, a część dotychczasowych wyników należy traktować z ostrożnością. W szczególności, o ile muzyka i filmy cieszą się już pewnym dorobkiem naukowym na swój temat, niektóre branże pozostają wielką niewiadomą. Takimi branżami jest na przykład branża gier komputerowych, ale i książek. Tymi ostatnimi zajmujemy się zresztą w ramach badań iPiracy i niedługo będę miał okazję przedstawić wyniki naszego eksperymentu, w którym radzimy sobie z wymienionymi wyżej problemami.

Czy badając aspekty etyczne, zajmowaliście się również nastawieniem etycznym „piratów”?

Trudno jednoznacznie określić, jakim nastawieniem etycznym kierują się „piraci”. Z naszych (i nie tylko naszych) badań wynika, że o znakomitej większości osób można powiedzieć, że są do jakiegoś stopnia ,,piratami”, przynajmniej w sensie takim, że pobierają coś z nieautoryzowanych źródeł (co samo w sobie łamaniem prawa w Polsce nie jest, ale dla uproszczenia nazywajmy to piractwem). Znów, „piratem” można być z różnych powodów, które na pewno powiązane są ściśle z tym, co sam zainteresowany myśli o tego typu działalności.

Część osób korzysta z dostępnych plików w celach poznawczych – zdobycia zainteresowania nowym artystą, filmem – a następnie, dzięki temu, kupuje przedtem sprawdzony produkt. Po drugiej stronie mamy oczywiście tych, którzy kupiliby dany produkt, gdyby nie to, że mogą go mieć za darmo. Trzecią, być może najliczniejszą grupą, są Ci, którzy i tak by czegoś nie kupili (bo aż tak im nie zależy albo nie mają pieniędzy), ale dzięki piractwu mogą uzyskać dostęp do treści. Nie da się ukryć, że każda z tak wyróżnionych grup (a przecież mogą być i „stadia” pośrednie) kieruje się inną motywacją i ich postrzeganie problemu może być znacząco różne. Niezależnie od tego, postanowiliśmy zbadać, na ile różne może być podejście do piractwa w zależności od tego, kto je ocenia, a także jakimi charakterystykami konkretny czyn się wyróżniał.

Okazuje się, że w oczach społeczeństwa akt piractwa aktowi piractwa nie równy i, co więcej, że na podobne cechy czynu zwracają uwagę wszelcy zainteresowani (w naszym badaniu porównaliśmy opinie studentów z opiniami osób lubiących na Facebooku profile organizacji promujących autoryzowany użytek). Bardzo ważne przy ocenie etycznej danego czynu okazuje się być to, czy sprawca w jakikolwiek sposób ,,pobrudził” sobie ręce poprzez fizyczny czyn (niezależnie od tego, czy działanie to spowodowało jakąś stratę). Może to świadczyć o tym, że osoby ściągające z internetu w pewnym sensie „odcinają” się od konsekwencji swoich działań (w tym udostępniania), ponieważ wszystko de facto odbywa się w świecie wirtualnym. Innym ciekawym wynikiem jest to, że dostępność taniej alternatywy zdaje się nie mieć wpływu na ocenę etyczną piractwa, co stoi w sprzeczności z często powtarzanym publicznie argumentem o tym, że piractwo następuje z braku innych możliwości.

Czy poza forum CopyCampu prezentowali już Państwo wyniki swoich badań, a jeśli tak, jaki był odzew odbiorców? Czy byli np. zdziwieni?

Wyniki naszych badań mieliśmy okazję zawieźć już w przeróżne zakątki świata, w tym nie tylko do innych krajów Europy, ale także do miejsc tak odległych jak Jordania, gdzie odbył się tegoroczny Kongres Światowy International Economic Association. Na każdej konferencji naukowej nasze badania spotykały się z ciepłym przyjęciem i dużym zainteresowaniem. Mimo że część wyników mogła budzić jakieś emocje, wynikały one raczej ze sprzeczności z czyimś wewnętrznym postrzeganiem problemu, nie zaś z wątpliwości co do naszej metodologii. Bez wątpienia występy na CopyCampie to wspaniała okazja do prezentowania naszych prac szerokiej publiczności – nie tylko środowisku akademickiemu.

Od początku mieliśmy nadzieję z naszymi badaniami dotrzeć do odbiorców rozumianych szerzej niż tylko inni naukowcy (stąd zresztą pomysł strony internetowej i profilu na Facebooku). CopyCamp, dzięki temu że gromadzi specjalistów z wielu dziedzin, a równocześnie jest otwarty dla wszystkich internautów, wspaniale na to pozwala, więc jesteśmy bardzo zobowiązani za taką możliwość. Nie da się ukryć, że każdy internauta prędzej czy później z „piractwem” (swoim lub nie) się zetknie. Dlatego ważne jest, żeby badacze mogli zabierać głos w dyskusji publicznej.

Autorzy