Kim jesteśmy
Współpraca
Programy
Konkursy
Baza wiedzy
Wojna w Ukrainie zrodziła nowe zjawisko – po greenwashingu i pinkwashingu przyszła pora na warwashing. Jak firmy i osoby publiczne komunikują o agresji Rosji? O tym pisze SpidersWeb, a komentarza eksperckiego udzielił Sergiej Podus z zespołu Forum Odpowiedzialnego Biznesu.
Miękki warwashing to ubranie loga w mediach społecznościowych w ukraińskie barwy. Albo nagłośnienie czy wyolbrzymienie pomocy, która tak naprawdę jest dużo mniejsza i skromniejsza niż deklarowana. Albo „udawane” wyjście z rosyjskiego rynku, czyli zaprzestanie nowych inwestycji, ale kontynuowanie dotychczasowych operacji. Może to wreszcie być udawana troska o rosyjskich pracowników i ich rodziny, a tak naprawdę o własne, zagrożone zyski.
– Najkrócej warwashing można określić jako pozorowane działania wspierające kraj zaatakowany i jego społeczność – w tym przypadku Ukrainę, Ukrainki i Ukraińców – lub jako działania mające odwrócić uwagę od de facto wspierania państw agresorów – Białorusi i Rosji – wyjaśnia Sergiej Podus.
„Wielkie korporacje w rozkroku. Wojną też można sobie wytrzeć gębę”