Artykuł ekspercki

Smog jest wszędzie, ale jeszcze nie w prawie pracy. To powinno się zmienić

9 czerwca 2020
Artykuł Jakuba Pawłowskiego i Joanny Śliwińskiej zdobył wyróżnienie w 10. edycji konkursu ,,Pióro odpowiedzialności" w kategorii artykuł prasowy. Tekst zatytułowany „Smog jest wszędzie, ale jeszcze nie w prawie pracy. To powinno się zmienić” ukazał się pierwotnie w Dzienniku Gazeta Prawna, 29.11.2019.

Wszyscy już wiemy, że batalia o czyste powietrze będzie rozłożona na długie lata. I chyba każdy z nas zdaje sobie sprawę z tego, że wobec problemu smogowego nie może pozostać obojętnym. Dotyczy to oczywiście również pracodawców i ich postawy wobec osób pracujących w smogu. Szkoda tylko, że obowiązujące prawo nie działa na podmioty zatrudniające mobilizująco.

I choć właściwe w tym przypadku przepisy bhp uchwalano, gdy smog już zaczął spowijać przynajmniej niektóre polskie miasta, to nikt o nim jeszcze nie myślał (i z pewnością nie stanowił tak dużego zagrożenia jak obecnie). Tak więc obecnie z kodeksu pracy niby można wyinterpretować obowiązek ochrony pracownika przed smogiem. Jednak w praktyce, jeśli pracodawca nie chce nic robić w tej kwestii, to nikt go do tego obecnie nie przymusi (o ile oczywiście pracownicy w tej kwestii milczą, a właściwe organy, takie jak Państwowa Inspekcja Pracy, nie działają).

W odpowiedzi na nowe zagrożenia ustawodawca na razie nie aktualizuje przepisów chroniących pracowników. Bierność rządzących powoduje zaś, że dziś trudność sprawia nam odpowiedź na podstawowe pytania. Czy pracodawca musi zapewnić maski antysmogowe pracownikom wykonującym swoje zadania na „świeżym” powietrzu? Odpowiedź brzmi tak, ale… jakie? Jakie parametry powinny one spełniać? Po jakim czasie ekspozycji na trujące cząstki pyłów ten obowiązek się aktualizuje? I dane z jakich urządzeń pomiarowych byłyby tu miarodajne – tylko z tych instalowanych w zakładzie pracy czy również z okolicy? Pytań tego rodzaju jest więcej. Inną problematyczną kwestią jest też to, czy pracownik mógłby odmówić pracy ze względu na smog lub nawet wziąć wolne z tego powodu. Na ten temat zdania są podzielone. Specyficzna sytuacja w tej mierze dotyczy funkcjonariuszy policji, którzy jako pierwsi przecierają szlaki w walce o pracowniczą ochronę przed smogiem.

Obecne regulacje są kłopotliwe w zastosowaniu

Niejasne regulacje dotyczące ochrony przed smogiem są problemem zarówno pracowników, jak i pracodawców. Ci pierwsi muszą często na własną rękę bronić się przed nadmierną ekspozycją na rakotwórcze substancje. Drudzy nie mogą zaś mieć pewności, czy dzisiejsze ewentualnie niedopatrzenia nie zaprowadzą ich w przyszłości na salę sądową.
Kilkudziesięciu policjantów z Rybnika domaga się przyznania im dodatkowych dni urlopu ze względu na smog, wcześniej ich koledzy z Katowic wywalczyli zakup przez komendę 2200 masek antysmogowych. Niewykluczone, że podobne żądania wkrótce zaczną zgłaszać inne grupy zawodowe. Walka ze smogiem, który spowija Polskę przede wszystkim w sezonie jesienno-zimowym, zaczyna przybierać nowe oblicze. Pracownika zmuszonego pracować bez żadnego zabezpieczenia na tzw. świeżym powietrzu, bez względu na jego jakość.

Ofiary przyszłych roszczeń?

Eksperci są zgodni, że uregulowanie pracy osób narażonych na ekspozycję na smog – biorąc pod uwagę, jak wielkim jest on problemem i jakie są jego skutki oraz związane z tym koszty dla służby zdrowia oraz gospodarki – jest konieczne. Pod szczególną ochroną powinny znaleźć się przede wszystkim osoby wykonujące pracę na zewnątrz, gdzie stężenie szkodliwych substancji jest największe, a pracownicy nie mogą korzystać z dobrodziejstwa wentylacji czy klimatyzacji. Niestety, dzisiaj prawne realia nie nadążają za rzeczywistymi potrzebami. I chociaż zanieczyszczenie powietrza jest uznawane przez Światową Organizację Zdrowia za jeden z najważniejszych czynników ryzyka zdrowotnego na świecie, to polskie przepisy, gdy chodzi o bezpieczeństwo pracowników, zdają się traktować go po macoszemu. Weźmy pod uwagę choćby alarm smogowy, oznaczający wielokrotne przekroczenie norm rakotwórczych substancji w powietrzu. Gdyby nawet był on ogłaszany codziennie, to sam fakt występowania w powietrzu szkodliwych substancji nie usprawiedliwiałby jeszcze absencji pracownika, który nie chce opuszczać domu z obawy o zdrowie, ewentualnie odmawia wykonywania obowiązków na zewnątrz. To tylko jeden z wielu absurdów, który należy szybko zmienić – przekonują prawnicy, ekolodzy i aktywiści. Zwłaszcza, że antysmogowa batalia rządu może potrwać – w optymistycznym scenariuszu – całą najbliższą dekadę. A zdaniem sceptyków, którzy zwracają uwagę na słabe wyniki sztandarowego programu „Czyste powietrze”, zajmie nam to co najmniej kilkanaście lat dłużej. W praktyce oznacza to, że smog jeszcze długo będzie nam towarzyszył, a spowodowane przez niego choroby nie pozostaną bez wpływu na zdrowie Polaków.

Ustawodawca już dawno dostrzegł konieczność zapewnienia pracownikom warunków, w których nie występują pyły niebezpieczne dla zdrowia. Nie widzę zatem powodu, aby troski tej nie przenieść na obecne zagrożenie związane ze smogiem i pracą na zewnątrz – Łukasz Kuczkowski,radca prawny, partner w kancelarii Raczkowski Paruch.

Rykoszetem mogą jednak dostać pracodawcy, którzy wraz ze wzrastającą presją i świadomością społeczną będą musieli mierzyć się z coraz częstszymi absencjami w pracy czy rosnącymi kosztami opieki zdrowotnej. Co gorsza, mogą również zostać obciążeni późniejszymi skutkami obecnych zaniedbań w tym obszarze, których niejednokrotnie wcale nie są świadomi – bo przepisy określające, co pracodawca musi zapewnić pracownikowi, by zagwarantować mu należytą ochronę, nie są jasne. Przykładem mogą być maski smogowe lub odświeżacze powietrza. Z jednej strony prawo nie nakłada na pracodawców bezpośredniego wymogu zagwarantowania ich załodze. Z drugiej, gdyby pracownik po latach udowodnił, że jego powikłania spowodowane są przez złe warunki pracy, w tym również związane ze złą jakością powietrza i smogiem, podmiot go zatrudniający mógłby zostać zobowiązany do pokrycia kosztów leczenia lub renty.

Co ciekawe, wiele odpowiednich regulacji już obowiązuje, tylko nie dotyczą one bezpośrednio problemu smogu, a przez to nastręczają wątpliwości interpretacyjnych i wymagają jednostkowych, indywidualnych rozstrzygnięć. Chociażby zgodnie z par. 32 rozporządzenia ministra pracy i polityki socjalnej z 26 września 1997 r. w sprawie ogólnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy (Dz.U. nr 169 poz. 1650; ost.zm. Dz.U z 2011 r. nr 173, poz. 1034; dalej: rozporządzenie bhp) pracodawca jest zobowiązany zapewnić w pomieszczeniach pracy, w których wydzielają się substancje szkodliwe dla zdrowia, taką wymianę powietrza, aby nie były przekraczane wartości najwyższych dopuszczalnych stężeń tych substancji. Z kolei par. 35 tego rozporządzenia wskazuje na konieczność oczyszczania z pyłów i substancji szkodliwych dla zdrowia powietrza doprowadzanego do pomieszczeń pracy z zewnątrz przy zastosowaniu klimatyzacji lub wentylacji mechanicznej.

Co z tego wynika? – Ustawodawca już dawno dostrzegł konieczność zapewnienia pracownikom warunków, w których nie występują pyły niebezpieczne dla zdrowia. Nie widzę zatem powodu, aby troski tej nie przenieść na obecne zagrożenie związane ze smogiem i pracą na zewnątrz – mówi Łukasz Kuczkowski, radca prawny, partner w kancelarii Raczkowski Paruch. Jak spostrzega, to że ustawodawca widzi konieczność przyspieszenia działań na rzecz poprawy jakości powietrza, dało się zauważyć również w ostatnim czasie, czego świadectwem jest wprowadzenie bardziej restrykcyjnych poziomów informowania i alarmowania o smogu ze względu na ochronę zdrowia ludzi. Mowa o rozporządzeniu ministra środowiska z 24 sierpnia 2012 r. w sprawie poziomów niektórych substancji w powietrzu (Dz.U. poz. 1031 ze zm.; ost.zm. Dz.U. z 2019 r. poz. 1931), w którym od 11 października br. wprowadzono nowe normy, będące wynikiem wielomiesięcznych konsultacji z przedstawicielami Ministerstwa Zdrowia. Kompromisowy wynik zakłada, że zamiast 300 mikrogramów szkodliwego pyłu PM10 na metr sześcienny, alarmy smogowe będą ogłaszane już przy 150 mikrogramach. O połowę, z 200 na 100 jednostek, spadł również poziom, od którego władze mają obowiązek informowania mieszkańców o zagrożeniu związanych z zapyleniem cząstkami PM10.

Powietrze nie zna granic, ale prawo już tak

Co bardziej szkodzi zdrowiu: długotrwałe, ale niskie narażenie na rakotwórcze cząsteczki w smogu, czy krótka ekspozycja na stężenia przekraczające normy nie kilka, a kilkaset razy? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Podobnie jak przepisy, które dziś lepiej chronią w tym drugim przypadku, a pierwszy bagatelizują.

Prawnicy nie kryją, że obowiązujący w przepisach podział na „najwyższe dopuszczalne stężenia” i „długotrwałe narażenie na czynniki szkodliwe”, a także związane z tym dwie odrębne interpretacje regulacji, prowadzą do absurdów. – Z punktu widzenia obywatela i pracownika sytuacja jest kuriozalna – przekonują eksperci z ClientEarth Prawnicy dla Ziemi. Skąd taki wniosek? Z jednej strony bezpieczeństwo w miejscu pracy regulują bowiem: kodeks pracy oraz – szczegółowo – przepisy bhp. Z kolei jakość powietrza w kraju, regionie, strefie, w mieście czy gminie określa już ustawa z 27 kwietnia 2001 r. – Prawo ochrony środowiska (t.j. Dz.U. poz. 1396 ze zm.; ost.zm. Dz.U. z 2019 r. poz. 2166) w oparciu o dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady 2008/50/WE z 21 maja 2008 r. w sprawie jakości powietrza i czystszego powietrza dla Europy (Dz.Urz.UE.L.2008.152.1; ost.zm. Dz.Urz.UE.L.2015.226.4). Jakie są tego implikacje? Nierówne traktowanie tych samych osób zależnie od tego, gdzie akurat i w jakich godzinach się znajdą: w zakładzie pracy, we własnym domu czy na spacerze z dzieckiem. Co ciekawe, w pierwszym przypadku, rządzący mają w kwestii warunków pracy więcej instrumentów, by błyskawicznie ukrócić niepożądaną sytuację. Mianowicie, gdy w zamkniętym miejscu pracy (budynku, pomieszczeniu) pracodawca nie dotrzymuje bezpiecznych norm jakości powietrza, np. pojawia się zbyt duże stężenie niebezpiecznych substancji, władze mogą interweniować, w tym nałożyć karę, a nawet zamknąć zakład, aby wyeliminować zagrożenie dla pracujących tam ludzi. – Natomiast gdy występują przekroczenia stężeń pyłów zawieszonych lub innych groźnych dla zdrowia ludzi związków w powietrzu na przestrzeni otwartej, tu możliwości interwencji są już mocno ograniczone – zauważają prawnicy z ClientEarth. Taki właśnie scenariusz ziścił się chociażby w Czerwionce-Leszczynach na Śląsku, gdzie do połowy 2018 r. działała przestarzała koksownia. W powietrzu pojawiały się chwilowe bardzo wysokie i – z punktu widzenia zdrowia – niebezpieczne stężenia benzo(a)pirenu, przekraczające nawet 250 mikrogramów na metr sześcienny powietrza (Światowa Organizacja Zdrowia wskazuje każdą ilość benzo(a)pirenu za szkodliwą).

Jak przekonują prawnicy, łatwiej było wywrzeć nacisk na władzach, by przyspieszyły zamknięcie jednego zakładu, niż by przeprowadziły kompleksową zmianę sposobu ogrzewania w miejscowości, co zlikwidowałoby smog w dłuższej perspektywie. – Prawo chroniło więc pracowników zakładu, a tuż za płotem normy się „zmieniały”. Tymczasem zanieczyszczenie powietrza nie uznaje ogrodzeń ani żadnych innych granic – twierdzą eksperci z ClientEarth.

Również Łukasz Kuczkowski zwraca uwagę, że przepisy nie powinny być tak skonstruowane, by różnicowały to, jak chronione są płuca mieszkańców w pracy i poza nią, a główną odpowiedzialność za ewentualne uszczerbki na zdrowiu przerzucały na prywatne podmioty, które mają ograniczone narzędzia, by wpływać na środowisko i otoczenie (patrz opinia).

Służby przecierają szlaki

Niewykluczone, że rewolucja przyjdzie za sprawą służb mundurowych (w przypadku których problemy związane z czasem narażenia i wysokością stężeń przybierają jeszcze inny wymiar – o czym za chwilę). To policjanci, strażnicy miejscy i gminni oraz inni funkcjonariusze przebywający przez większość czasu na zewnątrz jako jedni z pierwszych podnieśli bowiem larum z powodu ciągłej ekspozycji na szkodliwe substancje, których stężenia – szczególnie w gminach na południu Polski – notorycznie przekraczają dopuszczalne normy. – W Polsce z powodu zanieczyszczeń powietrza umiera blisko 45 tys. osób rocznie. Pyły obecne w powietrzu są drugim po paleniu tytoniu czynnikiem, który powoduje występowanie chorób układu oddechowego. Bardzo duża grupa polskich policjantów jest narażona na szkodliwe działania smogu, który w przyszłości, co pokazują badania, może być powodem poważnych zachorowań, a nawet śmierci. Tymczasem policjanci na wyposażeniu nie posiadają nawet masek ochronnych, co jest standardem w przypadku funkcjonariuszy innych krajów – przekonywali jakiś czas temu przedstawiciele Zarządu Głównego Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego Policjantów.

WAŻNE Rekordowy Nowy Targ przekroczył w tym roku dopuszczalną normę rakotwórczego benzo(a)pirenu aż o 1800 proc. Polski Alarm Smogowy przeliczył stężenia wdychanej substancji na ekwiwalent palonych papierosów – wyszło z niego, że mieszkańcy biernie „wypalają” tam aż 22 „papierosy” dziennie. Niewiele lepiej jest w innych miastach na południu Polski. Na drugim i trzecim miejscu znajdują się mało polska Sucha Beskidzka oraz śląski Rybnik ze stężeniem 13-krotnie przekraczającym dopuszczalną normę.

Na samych apelach się nie skończyło, bo upór policjantów ze Śląska sprawił, że do ich codziennego zaopatrzenia trafiło ponad 2200 masek przeciwsmogowych. Znalazły się na wyposażeniu jednostek miejskich i powiatowych województwa śląskiego w wyniku interwencji Zarządu Głównego NSZZ Policjantów. – Decyzję o zakupie masek podjęto w trosce przede wszystkim o tych funkcjonariuszy, którzy pełnią służbę w terenie i na drogach, więc są szczególnie narażeni na działanie smogu i spalin – tłumaczy komendant Dariusz Browarek z Komendy Główny Policji.

Jakie przepisy pozwoliły na taką inicjatywę? Jak wskazywali związkowcy ZG NSZZ Policjantów, kluczem są regulacje zawarte w art. 71a ustawy z 6 kwietnia 1990 r. o Policji (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 161; ost.zm. Dz.U. z 2019 r. poz. 125). Wynika z niego, że za stan bezpieczeństwa i higieny służby w stosunku do podległych policjantów odpowiadają komendanci: główny, wojewódzcy, powiatowi (miejscy), rejonowi i stołeczny oraz dyrektor instytutu badawczego, komendant Wyższej Szkoły Policji i komendanci szkół policyjnych, a także komendant CBŚP. W sprawach bezpieczeństwa i higieny służby stosuje się przepisy kodeksu pracy, a także przepisy wykonawcze wydane na jego podstawie z wyjątkiem kilku przepisów.

Nie maski, tylko urlop

Niewykluczone, że inny przebieg będzie miała najnowsza inicjatywa kilkudziesięciu policjantów w Rybniku, który jest na podium niechlubnej listy miast w Polsce z przekroczeniami pyłu PM10 i benzo(a)pirenu. Otóż domagają się oni przyznania dodatkowych urlopów ze względu na służbę w szkodliwych warunkach, czyli w smogu. – Po zapoznaniu się z przepisami opracowaliśmy rekomendację dla NSZZ Policjantów, w której wspieramy ich działania i sugerujemy, że należy im się także dodatkowy urlop ze względu na narażenie na substancję rakotwórczą – benzo(a)piren w większym wymiarze, to jest 13 dni w roku – mówi Zdzisław Kuczma ze Stowarzyszenia Rybnicki Alarm Smogowy, które udziela wsparcia merytorycznego policjantom.

Podstawą, z której funkcjonariusze i aktywiści wywodzą swoje postulaty, jest art. 84 ustawy o Policji. Z przepisu tego wynika, że minister właściwy do spraw wewnętrznych może, w drodze rozporządzenia, wprowadzić płatne urlopy dodatkowe w wymiarze do 13 dni roboczych rocznie dla policjantów, którzy pełnią służbę w warunkach szczególnie uciążliwych lub szkodliwych dla zdrowia. Przepis ten odwołuje się z kolei do rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych z 19 września 2014 r. w sprawie wprowadzenia płatnych urlopów dodatkowych dla policjantów (Dz.U. poz. 128), a dokładniej jego par. 12 ust. 1 pkt 2 lit. b oraz pkt 4 lit. b. Zgodnie z tym pierwszym wymiar corocznego płatnego urlopu dodatkowego dla policjantów, którzy pełnią służbę w warunkach szczególnie uciążliwych lub szkodliwych dla zdrowia – jeżeli podczas pełnienia służby stwierdzono przekroczenie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia określonych w odrębnych przepisach – wynosi dziewięć dni roboczych w warunkach narażenia na działanie pyłów. Z kolei zgodnie z par. 12 ust. 1 pkt 4 lit. b jest to 13 dni roboczych, jeżeli w okresie roku pełnienia służby wystąpiła co najmniej czterokrotna ekspozycja na czynnik po minimum osiem godzin każda albo służba jest pełniona przez co najmniej 80 godzin w miesiącu w warunkach narażenia na działanie substancji chemicznych, ich mieszanin, czynników lub procesów technologicznych o działaniu rakotwórczym lub mutagennym.

Różne normy

Z naszych ustaleń wynika, że funkcjonariusze najpierw próbowali wywalczyć dziewięć dni ponadnormatywnego urlopu, co się jednak nie udało. Ich postulat rozbił się o zapis dotyczący „najwyższych dopuszczalnych stężeń”, które – jak wyjaśnia Miłosz Jakubowski, prawnik z kancelarii Frank Bold – odnoszą się nie do norm określonych w prawie ochrony środowiska, tylko tych dotyczących stanowiska pracy w rozporządzeniu ministra rodziny, pracy i polityki społecznej w sprawie najwyższych dopuszczalnych stężeń i natężeń czynników szkodliwych dla zdrowia w środowisku pracy (Dz.U. poz. 1286), nazywanym powszechnie rozporządzeniem o NDS (od najwyższych dopuszczalnych stężeń).

Szkopuł w tym, że polskie prawo odmiennie traktuje dopuszczalne wartości stężeń czynników szkodliwych dla zdrowia w środowisku pracy, a inaczej w powietrzu atmosferycznym. I te pierwsze są dużo ostrzejsze i zdecydowanie wyższe. Dlaczego tak jest? Otóż normy dotyczące stanowisk pracy zostały określone dla osób zdrowych, u których nie stwierdzono braku przeciwwskazań do wykonywania pracy. Dla porównania: przepisy ustawy – Prawo ochrony środowiska uwzględniają wpływ substancji również na najbardziej wrażliwe grupy, czyli dzieci, osoby starsze oraz obarczone chorobami układu oddechowego i krążenia czy alergicznymi. Co więcej, nie odnoszą się one do ośmiogodzinnego dobowego i przeciętnego tygodniowego wymiaru czasu pracy, tylko dłuższych okresów ekspozycji (całodobowo lub całorocznie). Stąd też, zgodnie z przepisami rozporządzenia NDS, w praktyce już jednorazowe przekroczenie określonego progu wystarczy, by pracownikowi należał się dziewięciodniowy urlop.

Sęk w tym, że poziomy, od których taka preferencja przysługuje, są niewspółmiernie wysokie w stosunku do tych dotyczących smogu. Przykładowo, norma dla poziomu docelowego benzo(a)pirenu wynosi, na gruncie prawa ochrony środowiska i unijnych dyrektyw, jeden nanogram na metr sześcienny rocznie. Dla porównania stężenie tej samej substancji musi wynieść ponad dwa tysiące nanogramów (norma uśredniona dla zmiany roboczej, czyli osiem godzin). I chociaż takich rakotwórczych cząsteczek w sezonie grzewczym i w najbardziej zatrutych miastach nie brakuje, to nigdy nie zbliża się ona do poziomu określonego w rozporządzenie NDS, osiągając maksymalnie kilkadziesiąt nanogramów. Są to więc wyniki niewspółmiernie „niskie” względem tego, które mogłoby spełnić przesłanki określone w par. 12 ust. 1 pkt 2 lit. b rozporządzenia. Z tego też powodu, ich inicjatywa spotkała się z odmową komendanta.

Zdaniem ekspertów taka sytuacja obnaża jednak brak zrozumienia istoty ochrony zdrowia pracowników i wpływu szkodliwych substancji na zdrowie. Jak zwraca bowiem uwagę Konrad Marczyński, ekspert Warszawskiego Alarmu Smogowego, najbardziej szkodliwe jest właśnie długotrwałe narażenie na smog, czyli stała ekspozycja na niewielkie nawet zanieczyszczenie.

– Tutaj szczególnie poszkodowani są pracownicy tacy jak np. kierująca ruchem policja drogowa stale wystawiona na spaliny samochodowe, osoby pracujące na żwirowiskach czy przy inwestycjach drogowych. Niestety, w Polsce przepisy bhp, które regulują zabezpieczenia w sytuacjach, gdy pracownik jest narażony na zanieczyszczenie, są nagminnie lekceważone – mówi Marczyński.

Walka o liczbę dni wolnego

Policjanci z Rybnika nie złożyli jednak broni i teraz domagają się 13 dni dodatkowego urlopu, wywodząc to z innych przepisów, a konkretniej z par. 12 ust. 1 pkt 4 lit. b tego samego rozporządzenia.

– Nie ma w nim słowa o najwyższych dopuszczalnych stężeniach. Mówi się za to o długofalowym narażeniu, gdy służba jest pełniona co najmniej 80 godzin w miesiącu, a ekspozycja na szkodliwy czynnik wystąpiła co najmniej cztery razy w ciągu roku. Stąd też zasadnym wydaje się stosować w tym przypadku przepisy dotyczące ochrony środowiska, a nie stanowiska pracy – przekonuje Miłosz Jakubowski z kancelarii Frank Bold.

Dodaje, że wszyscy funkcjonariusze, którzy walczą o urlop, pracują w dziale prewencji, co w praktyce oznacza, że całą służbę pełnią na zewnątrz. A w takim przypadku trudno mówić o „stanowisku pracy”, bo jest nim obszar, na którym pełnią oni służbę. Zdaniem prawnika nie będzie więc problemem wykazać, że funkcjonariusze są wystawieni na działanie szkodliwych czynników. Zwłaszcza przy przekroczeniach, które w Rybniku są notoryczne. A jak wynika z ostatniej rocznej ocena jakości powietrza w województwie śląskim za 2017 r., w Rybniku dopuszczalny poziom pyłu PM10 (całodobowo) był przekroczony 96 razy (prawo przewiduje jedynie 35 takich dni w roku). Co więcej, średnie roczne stężenie benzo(a)pirenu wyniosło 16 nanogramów na metr sześcienny, co było wynikiem wyższym niż przewidywana norma o 1600 proc. Trudnością, zdaniem prawników, nie będzie również wykazanie, że benzo(a)piren jest substancją rakotwórczą i mutagenną. Potwierdzenie znajdziemy m.in. na liście substancji rakotwórczych i mutagennych z rozporządzenia ministra zdrowia z 24 lipca 2012 r. w sprawie substancji chemicznych, ich mieszanin, czynników lub procesów technologicznych o działaniu rakotwórczym lub mutagennym w środowisku pracy (t.j. Dz.U z 2016 r. poz. 1117).

OPINIA EKSPERTA

Pracownik czy mieszkaniec? To nie powinno mieć znaczenia

Problem smogu jest poważny i należy robić wszystko, by mu przeciwdziałać. Ale samo zapewnienie maski antysmogowej przez pracodawcę na czas pracy go nie rozwiązuje, szczególnie że przez pozostałą część dnia pracownik oddycha przecież tym samym powietrzem. Nadal jest zatem narażony na utratę zdrowia. Należy przy tym sprzeciwiać się ewentualnemu przerzucaniu na pracodawców kosztów walki ze smogiem na poziomie zabezpieczeń profilaktycznych. W pierwszej kolejności zaś trzeba by wprowadzić mechanizmy ograniczające ryzyko smogu (większy udział energii odnawialnej, intensywne kontrole samochodów pod kątem emitowanych spalin, walka z paleniem śmieci). I to jest zadanie przede wszystkim rządu i parlamentu.Problemów, z którymi pracodawcy mogą się spotkać, a ich rozwiązanie leży po stronie rządzących, jest niestety więcej. Dużym wyzwaniem może być już sam pomiar stężenia pyłów, na podstawie którego miałyby być wyciągane ewentualne konsekwencje wobec pracodawcy.

W końcu stacje pomiarowe znajdują się w danym miejscu i mierzą poziom pyłów w tym konkretnym miejscu. Na ich podstawie nie można prawnie przyjmować, że takie samo stężenie jest w innym, choćby nieodległym miejscu – tam bowiem warunki mogą być przecież zupełnie inne (np. ze względu na wiatr). O ile pomiar temperatury jest czynnością stosunkowo prostą i nie wymaga zaawansowanego sprzętu, o tyle pomiar stężenia pyłów już taki nie jest i odpowiedni sprzęt jest niezbędny. Trudno wymagać od pracodawców, aby taki sprzęt zapewniali i finansowali. Zauważmy też, że dużo urządzeń pomiarowych dostępnych w sieci jest własnością prywatną. Jak zatem traktować te pomiary? Ta kwestia również wymaga uregulowania przez ustawodawcę. ©℗ – mówi Łukasz Kuczkowski radca prawny, partner w kancelarii Raczkowski Paruch.

(Nie)jasne obowiązki pracodawcy

Czy na gruncie obecnych przepisów można stwierdzić, że pracodawca ma obowiązek np. zapewnić maskę przeciwsmogową swoim pracownikom, którzy pracują na zewnątrz? Przy czym eksperci zgodnie zauważają, że przepisy nie regulują tej kwestii bezpośrednio, ale pewne obowiązki pracodawcy można z nich wyinterpretować.

Artykuł 207 par. 2 kodeksu pracy wymaga, aby pracodawca chronił zdrowie i życie pracowników przez zapewnienie bezpiecznych i higienicznych warunków pracy. Powinien więc przy tym uwzględnić wszystkie zagrożenia, jakie mogą wystąpić na danym stanowisku pracy, w tym możliwość wystąpienia zjawiska smogu. Nie ma jednak przepisów, które regulowałyby, jakie dokładnie działania powinien podjąć pracodawca, aby zminimalizować zagrożenia związane ze smogiem. W takiej sytuacji należy więc stosować ogólne przepisy bhp.

Jak wymienia zaś Łukasz Kuczkowski, zgodnie z par. 45 ust. 4 rozporządzenia bhp, stanowiska pracy znajdujące się na zewnątrz pomieszczeń powinny być tak usytuowane i zorganizowane, aby pracownicy byli chronieni przed zagrożeniami związanymi w szczególności:
• z warunkami atmosferycznymi, w tym opadami, niską lub wysoką temperaturą, silnym wiatrem i spadającymi przedmiotami;
• ze szkodliwym dla zdrowia hałasem, jak również szkodliwymi gazami, parami lub pyłami.

Ponadto, zgodnie z ogólną regułą wyrażoną w par. 39 tego samego aktu wykonawczego, pracodawca powinien zapewnić pracownikom bezpieczeństwo i higienę pracy w szczególności przez zapobieganie zagrożeniom związanym z wykonywaną pracą, właściwą jej organizację, stosowanie koniecznych środków profilaktycznych oraz informowanie i szkolenie pracowników.

– Z powyższych przepisów można wyinterpretować ogólny obowiązek zapewnienia pracownikowi środków profilaktycznych, np. w postaci maski antysmogowej. Problem w tym, że nie każda praca na zewnątrz będzie wymagała takich środków, dużo zależy przecież od czasu trwania tej pracy, jej natężenia, poziomu wysiłku fizycznego itp. Ustawodawca powinien zatem te kwestie uregulować tak, aby nie było w tym względzie żadnych wątpliwości – tłumaczy Łukasz Kuczkowski.

Maski – tak, ale jakie

Powstaje także pytanie stricte praktyczne: czy każda maska filtrująca pyły i zanieczyszczenia, którą można znaleźć w sklepach lub na aukcjach internetowych, zapewni należytą ochronę i zabezpieczy pracodawcę przed ewentualnymi roszczeniami pracowników? – Oczywiście, że nie, bo skuteczność większości produktów oferowanych na rynku nie jest w żadnym stopniu udowodniona, brakuje bowiem jednolitych wytycznych technicznych – wskazuje Miłosz Jakubowski z kancelarii Frank Bold.

Sytuacja jest szczególnie problematyczna, gdy chodzi o maski używane w celu ochrony przed smogiem, czyli zanieczyszczeniem o – relatywnie – niskim, ale długotrwale utrzymującym się stężeniu. Ustandardyzowana jest bowiem jedynie maska bhp, która jest jednak przystosowana, żeby chronić przed wysokimi stężeniami, gdy przekraczane są normy NDS-ów. – A w Rybniku podczas najgorszej nawet zimy wiele do takich wyników brakuje – mówi ekspert.

Niewątpliwie jednak przy doborze obu rodzajów półmasek filtrujących należy kierować się ich zgodnością z wymaganiami bhp zawartymi w rozporządzeniu ministra gospodarki z 21 grudnia 2005 r. w sprawie zasadniczych wymagań dla środków ochrony indywidualnej (Dz.U. poz. 2173) oraz z wymaganiami dyrektywy 89/686/EWG. Wyroby takie są oznaczone znakiem CE i powinny mieć certyfikat oceny typu WE. I tak przy przekroczeniu wartości NDS pyłów i dymów w środowisku pracy zaleca się zastosowanie półmasek filtrujących klasy:
• FFP1 – w przypadku, gdy stężenie zanieczyszczeń powietrza nie przekracza 4 × NDS,
• FFP2 – w przypadku, gdy stężenie zanieczyszczeń powietrza nie przekracza 9 × NDS,
• FFP3 – w przypadku, gdy stężenie zanieczyszczeń powietrza nie przekracza wartości 20 × NDS.

Absencja z powodu zanieczyszczeń

Czy możliwe byłoby, aby pracownicy zgłaszali absencje w pracy ze względu na smog, np. w czasie alarmów smogowych albo skrajnie wysokich przekroczeń? Czy mogliby udowodnić, że była to usprawiedliwiona nieobecność w pracy? Eksperci nie są w tej kwestii zgodni.

WAŻNE Komenda Wojewódzka Policji w Katowicach zakupiła 2200 masek zabezpieczających przed smogiem. Są to półmaski filtrujące spełniające polskie normy oraz wytyczne europejskie. Ich klasę filtracji określa się jako FFP3, co oznacza ochronę przed cząstkami stałymi i ciekłymi, pyłami, dymem i mgłą do 30-krotności najwyższego stężenia dopuszczalnego. Koszt zakupu masek to ponad 9400 zł.

Jak przekonuje Łukasz Kuczkowski, dzisiejsze przepisy nie pozwalają na taką interpretację. – To nie pracownicy dysponują swoim czasem pracy, lecz ich pracodawca. Nawet jeśli warunki pracy ze względu na smog zagrażają w ocenie pracownika jego zdrowiu, to samo w sobie nie uprawnia pracownika do samowolnego opuszczenia miejsca pracy czy też nie przyjścia do pracy – mówi. Dodaje, że decyzja w tym względzie należy do pracodawcy, który może przecież – jeżeli uzna rację pracownika – skierować podwładnego do innej pracy. – Nieobecność pracownika w pracy ze względu na smog traktowałbym zatem jako nieusprawiedliwioną. A to upoważnia pracodawcę do zwolnienia dyscyplinarnego pracownika – konkluduje ekspert.

OPINIA EKSPERTA
Opuszczenie miejsca pracy tylko w wyjątkowych sytuacjach

Wydaje się, że pracę w smogu można by w skrajnych wypadkach uznać za pracę w warunkach niebezpiecznych, o których mowa w art. 210 k.p. Pozwalałoby to pracownikowi na powstrzymanie się od pracy z zachowaniem mimo to prawa do wynagrodzenia. Wśród norm regulujących prawa i obowiązki pracowników w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy wprowadzono bowiem także i przepisy pozwalające pracownikom na powstrzymanie się od wykonywania pracy niebezpiecznej dla zdrowia i życia. Zgodnie bowiem z art. 210 par. 1 i 2 k.p. w razie gdy warunki pracy nie odpowiadają przepisom bezpieczeństwa i higieny pracy i stwarzają bezpośrednie zagrożenie dla zdrowia lub życia pracownika, albo gdy wykonywana przez niego praca grozi takim niebezpieczeństwem innym osobom, pracownik ma prawo powstrzymać się od wykonywania pracy, zawiadamiając o tym niezwłocznie przełożonego. A jeżeli powstrzymanie się od wykonywania pracy nie usuwa tego zagrożenia, pracownik ma prawo oddalić się z miejsca zagrożenia, również zawiadamiając o tym swego przełożonego. ©℗ – mówi Ryszard Sadlik sędzia Sądu Okręgowego w Kielcach.

Jednak zdaniem Ryszarda Sadlika, sędziego Sądu Okręgowego w Kielcach, w skrajnych przypadkach pracę w smogu można uznać za pracę w warunkach niebezpiecznych, określoną w art. 210 k.p. Z przepisu tego wynika, że w przypadku gdy warunki pracy są niebezpieczne, pracownik może powstrzymać się od wykonywania pracy z zachowaniem prawa do wynagrodzenia. Może się to zdarzyć w sytuacji, gdy warunki pracy nie odpowiadają przepisom bhp i stwarzają zagrożenie dla życia lub zdrowia pracownika, albo gdy wykonywana przez niego praca zagraża życiu lub zdrowiu innych osób. Pracownik może być w miejscu pracy i jej nie wykonywać, albo oddalić się z miejsca pracy, a pracodawca powinien mu zapłacić pełne wynagrodzenie. Ponadto zgodnie z art. 210 par. 21 k.p. pracownik nie może ponosić konsekwencji z powodu powstrzymania się od pracy lub oddalenia się z miejsca zagrożenia. Jak podkreśla jednak sędzia Ryszard Sadlik, byłyby to jednak sytuacje szczególne, raczej wyjątkowe, gdy stan zanieczyszczenia powietrza byłby bardzo wysoki i niebezpieczny dla pracownika, a pracodawca nie zapewniłby odpowiedniej ochrony (np. nie wydał masek zabezpieczających). Nie dotyczyłoby to jednak pracownika, którego obowiązkiem jest ratowanie życia ludzkiego lub mienia. Sędzia zastrzega jednak, że – jak wynika z orzecznictwa – art. 210 miał dotychczas zastosowanie w sytuacjach, gdy samo stanowisko pracy zagrażało zdrowiu lub życiu (np. były usterki techniczne sprzętu). Dotychczas sąd nie rozpatrywał natomiast sprawy, w której pracownik powstrzymał się od pracy, bo jakość powietrza była bardzo zła (patrz opinia). ©℗

ZUS za smog nie zapłaci
Warto więc w takim razie zastanowić się, czy narażony na smog pracownik może mieć prawo do świadczeń z ubezpieczeń społecznych. Odpowiedź brzmi: tak, ale tylko na zasadach ogólnych. Jak zauważa sędzia Ryszard Sadlik, utrata zdrowia wskutek smogu mogłaby mieć znaczenie w kontekście przyznania przewidzianych przez prawo świadczeń z ubezpieczenia chorobowego lub rentowego.

I. Zasiłki, świadczenia, renty. Ubezpieczeni mogliby w razie utraty zdolności do pracy z tego powodu występować na ogólnych zasadach o zasiłki chorobowe, świadczenia rehabilitacyjne lub o rentę z tytułu niezdolności do pracy. Nie ma więc przeszkód, aby z powodu choroby spowodowanej smogiem otrzymać zasiłek chorobowy, a potem świadczenie rehabilitacyjne – na takich samych zasadach, na jakich można otrzymać te świadczenia za niezdolność do pracy spowodowaną innymi chorobami.

Podobnie będzie w przypadku renty z tytułu niezdolności do pracy. Przysługuje ona ubezpieczonemu, który spełnił łącznie następujące warunki:
• jest niezdolny do pracy,
• ma wymagany okres składkowy,
• niezdolność do pracy powstała w okresach podlegania ubezpieczeniu albo nie później niż w ciągu 18 miesięcy od ustania tych okresów,
• nie ma prawa do emerytury z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych lub nie spełnia warunków do jej uzyskania.

Przyczyna niezdolności do pracy nie jest istotna i może nie mieć żadnego związku z pracą. Jeśli tylko pozostałe warunki są spełnione, renta powinna zostać przyznana. Związek z pracą byłby natomiast wymagany, gdyby chory pracownik domagał się świadczeń z ubezpieczenia wypadkowego. Chodzi tu również o zasiłek chorobowy, świadczenie rehabilitacyjne i rentę z tytułu niezdolności do pracy, ale wypłacane z funduszu wypadkowego.

Dodatkowo z ubezpieczenia wypadkowego wypłacane jest jednorazowe odszkodowanie, gdy wskutek wypadku lub choroby zawodowej ubezpieczony doznał trwałego lub długotrwałego uszczerbku na zdrowiu. Zasady ich przyznawania zostały określone w ustawie z 30 października 2002 r. o ubezpieczeniu społecznym z tytułu wypadków przy pracy i chorób zawodowych (t.j. Dz.U. z 2019 r. poz. 1205). Akt ten wymaga, aby niezdolność do pracy powstała w wyniku wypadku przy pracy albo choroby zawodowej. Wypadek przy pracy nie wchodzi w tym przypadku w grę, bo jest to zdarzenie nagłe. Można się jednak zastanowić, czy choroba spowodowana przez pracę na „świeżym” powietrzu w miejscu i czasie, gdy systematycznie stwierdzano przekroczenie norm stężenia zanieczyszczeń, nie może zostać uznana za chorobę zawodową. Zgodnie z art. 2511 k.p. za chorobę zawodową uważa się chorobę, wymienioną w wykazie chorób zawodowych, jeżeli w wyniku oceny warunków pracy można stwierdzić bezspornie lub z wysokim prawdopodobieństwem, że została ona spowodowana działaniem czynników szkodliwych dla zdrowia występujących w środowisku pracy albo w związku ze sposobem wykonywania pracy, zwanych „narażeniem zawodowym”. Wykaz taki został zawarty w rozporządzeniu Rady Ministrów z 30 czerwca 2009 r. w sprawie chorób zawodowych (t.j. Dz.U. z 2013 r. poz. 1367).

Załącznik do rozporządzenia zawiera listę chorób przyporządkowanych do czynników je wywołujących. Wśród nich znajdują się np. nowotwory złośliwe powstałe w następstwie działania czynników występujących w środowisku pracy uznanych za rakotwórcze u ludzi. Czynniki rakotwórcze zostały z kolei wymienione we wspomnianym już wcześniej rozporządzeniu ministra zdrowia w sprawie substancji chemicznych, ich mieszanin, czynników lub procesów technologicznych o działaniu rakotwórczym lub mutagennym w środowisku pracy, w którym znajduje się m.in. benzo(a)piren. Teoretycznie więc można by próbować udowadniać, że nowotwór, na który zachorował pracownik pracujący na zewnątrz zimą, to choroba zawodowa. Jednak jak mówi nam sędzia Ryszard Sadlik, nie spotkał się z takim roszczeniem. Pytanie, czy nie jest to jednak kwestia czasu, by takie roszczenia zaczęły się pojawiać.

II. Emerytury. A może w takim razie praca wykonywana przez pracownika w warunkach narażenia na smog może być uznana za pracę w warunkach szczególnych? Przypomnijmy, że taka praca pozwalałaby przejść niektórym osobom na wcześniejszą emeryturę. Pozwalałaby, bo zgodnie z ustawą z 17 grudnia 1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1270; ost.zm. Dz.U. z 2019 r. poz. 1915), aby taką emeryturę uzyskać należy osiągnąć odpowiedni wiek, staż, ale przede wszystkim legitymować się 15-letnim stażem pracy w szczególnych warunkach lub o szczególnym charakterze na dzień 31 grudnia 1998 r. Smog musiałby więc występować w wykazie prac szczególnych, stanowiącym załącznik do rozporządzenia Rady Ministrów z 7 lutego 1983 r. w sprawie wieku emerytalnego oraz wzrostu emerytur i rent dla pracowników zatrudnionych w szczególnych warunkach lub szczególnym charakterze (Dz.U. nr 8, poz. 43; ost.zm. Dz.U. z 1998 r. nr 162, poz. 1118). Nie ma tam jednak mowy o pracy w smogu.

Podobnie będzie w przypadku emerytur pomostowych. Zgodnie z ustawą z 19 grudnia 2008 r. (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1924) prawo do tego świadczenia (otrzymywanego wcześniej niż właściwa emerytura) mają osoby, z którymi rozwiązano stosunek pracy, a jednocześnie spełniają warunki stażowe, wiekowe oraz mają odpowiedni staż pracy w warunkach szczególnych lub o szczególnym charakterze. Ustawa ta określa prace w szczególnych warunkach jako prace związane z czynnikami ryzyka, które z wiekiem mogą z dużym prawdopodobieństwem spowodować trwałe uszkodzenie zdrowia, wykonywane w szczególnych warunkach środowiska pracy, determinowanych siłami natury lub procesami technologicznymi, które mimo zastosowania środków profilaktyki technicznej, organizacyjnej i medycznej stawiają przed pracownikami wymagania przekraczające poziom ich możliwości, ograniczony w wyniku procesu starzenia się jeszcze przed osiągnięciem wieku emerytalnego, w stopniu utrudniającym ich pracę na dotychczasowym stanowisku. Wykaz prac w szczególnych warunkach określa załącznik do ustawy, w którym pracy w smogu próżno szukać. Tak więc osoba, która zachorowała z powodu pracy w warunkach smogu, choćby nawet poważnie, nie będzie mieć także prawa do emerytury pomostowej.©℗

Autorzy

Jakub Pawłowski

Jakub Pawłowski

Autor tekstu wyróżnionego w 10. edycji konkursu ,,Pióro odpowiedzialności” w kategorii artykuł prasowy. Tekst zatytułowany „Smog jest wszędzie, ale jeszcze nie w prawie pracy. To powinno się zmienić” ukazał się pierwotnie w  Dzienniku Gazeta Prawna, 29.11.2019

Joanna Śliwińska

Joanna Śliwińska

Autorka tekstu wyróżnionego w 10. edycji konkursu ,,Pióro odpowiedzialności” w kategorii artykuł prasowy. Tekst zatytułowany „Smog jest wszędzie, ale jeszcze nie w prawie pracy. To powinno się zmienić” ukazał się pierwotnie w  Dzienniku Gazeta Prawna, 29.11.2019