Artykuł ekspercki

Polsce brakuje mądrego gospodarowania wodą – rozmowa z prof. IMGW Piotrem Kowalczakiem

21 marca 2019
Rozmowę z dr hab. inż. Piotrem Kowalczakiem, prof. IMGW Pionu Badawczego, Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej - Państwowego Instytutu Badawczego przeprowadził Tadeusz Joniewicz, menedżer projektów w Forum Odpowiedzialnego Biznesu. Wywiad pochodzi z publikacji "17 wyzwań dla Polski – 17 odpowiedzi. Co firmy w Polsce mogą zrobić dla realizacji Celów Zrównoważonego Rozwoju?", wydanej przez Forum Odpowiedzialnego Biznesu w październiku 2018 roku.

Panie Profesorze, woda jest niezbędna do produkcji żywności, energii, do funkcjonowania przemysłu. Jak wygląda jej wykorzystanie w naszym kraju? Czy w Polsce brakuje wody?

Patrząc na podstawowe charakterystyki służące ocenie wielkości zasobów wodnych, na przykład ilość wody na mieszkańca, to rzeczywiście pod względem wielkości zasobów wodnych nasz kraj zajmuje jedno z ostatnich miejsc wśród krajów europejskich. Na jednego mieszkańca Polski przypada trzy razy mniej wody niż średnio w Europie, czyli około 1600 m3 rocznie na osobę, podczas gdy w Unii Europejskiej jest to ponad 4,5 tysiąca m3.

Czy w Polsce brakuje wody? Zasoby wodne Polski są bardzo zmienne w czasie i zróżnicowane obszarowo. Występują w naszym kraju rejony deficytowe, wymagające szczególnych przedsięwzięć w dziedzinie zaopatrzenia w wodę. Dotyczy to szczególnie Niżu Polskiego. Zagrożenie dla zaopatrzenia w wodę stanowi występowanie lat suchych, które nawiedzają Polskę zwykle w pięciu latach w każdym trzydziestoleciu. Mamy taką ilość zasobów wodnych, że wymagają one wyjątkowo starannego gospodarowania. Polsce brakuje przede wszystkim dobrego gospodarowania wodą na wszystkich etapach jej wykorzystania.

Jakie to etapy?

Po pierwsze – mikroretencja. To najsłabsze ogniwo w dziedzinie gospodarowania wodą w Polsce. Zagospodarowanie wód pochodzących z opadów atmosferycznych jest dopiero w początkowej fazie rozwoju. Dotychczas brakowało dobrego prawa, które, jak wskazują doświadczenia innych państw, stanowi podstawę jakichkolwiek działań. Ten etap mamy za sobą. Czas na wprowadzanie nowych technologii, wsparcie finansowe i powszechną edukację. Zagospodarowując wodę jak najbliżej miejsca opadu, unikamy wielu problemów (np. powodzi miejskich), a wręcz zyskujemy takie korzyści, jak woda do podlewania zieleni, do prac porządkowych, do toalet etc. Powinniśmy też wykorzystać doświadczenia innych krajów europejskich i amerykańskich, dotyczące zwłaszcza gospodarowania wodą na obszarach zurbanizowanych.

Kolejny etap to mała retencja. Służy rolnictwu, miastom, lokalnej gospodarce wodnej. Dobrze zagospodarowana sieć hydrograficzna, uzupełniona w nowo zaprojektowane zbiorniki retencyjne i odtworzone obszary wodno-błotne, umożliwia sterowanie odpływem, a więc reguluje stosunki wodne i zwiększa infiltrację do wód podziemnych. Stanowi naturalną oczyszczalnię wód. Do tego należy dodać walory krajobrazowe i fakt, że doliny cieków stanowią korytarze ekologiczne.

Polska ma bardzo małą pojemność zbiorników retencyjnych tzw. dużej retencji. W Polsce jest to w granicach 6–7% odpływu rocznego, natomiast w krajach Europy Zachodniej – do 20%. Od lat trwa dyskusja na temat celowości budowy dużych zbiorników retencyjnych. Brak sensownego planu, rozwiązań wariantowych, które nadałyby tej dyskusji jakikolwiek kierunek, prowadzi do prezentacji bardzo skrajnych idei. Niewątpliwie utrudnieniem dla budowy zbiorników jest ukształtowanie terenu Polski .

Mówi Pan, że przez długie lata obszar gospodarki wodnej był zaniedbany i dopiero ostatnio ta sytuacja się zmienia. Z czego wynikało takie podejście do zagospodarowania wody?

Woda opadowa długo nie była zagospodarowana, była traktowana jako zło konieczne i faktycznie była złem, bo przy gęstej zabudowie powodowała powodzie. Stanowiło to efekt właśnie uszczelniania zlewni. Co więcej, logika działań polegała na tym, żeby jak najszybciej wodę odprowadzić z obszarów miast, angażując do tego kosztowną infrastrukturę, a następnie – za pomocą specjalnie wybudowanej jeszcze bardziej kosztownej infrastruktury – sprowadzać z powrotem wodę do miast. Potem trzeba było ją oczyścić i tę oczyszczoną, najwyższej jakości wodę użyć do podlewania ogródków, mycia samochodów itp. A właśnie tę część zapotrzebowania na wodę nie najwyższej jakości możemy uzyskać z mikroretencji.

Jak powinno zatem wyglądać prawidłowe korzystanie z mikroretencji?

Według tradycyjnego spojrzenia, wodę należy wykorzystać jak najbliżej miejsca opadu. Mówimy tu o wodzie, która spada na dach, na miejsca parkingowe itp. Można nią podlewać, spłukiwać toalety. Ale prawo do niedawna zabraniało na przykład rozprowadzać ją systemem drenażowym pod trawnikami, gdyż – zgodnie z prawem – woda pochodząca z opadów była ściekiem. Według nowego Prawa wodnego właściciel działki powinien odpowiadać za to, ile wody z jego terenu wydostaje się na zewnątrz, i płacić za jej odprowadzenie. W celu zagospodarowania wód opadowych buduje się studnie, zbiorniki na wodę deszczową, oczka wodne. Takim charakterystycznym miejscem kontrolnym dla przedsięwzięć z mikroretencji jest odwodnienie pasmowe w bramie, służące do ostatecznego zbierania wody mogącej wypływać poza posesję. W ten sposób cała woda, która spada na działkę, na niej zostaje.

Dlaczego powinno to w ten sposób wyglądać?

Przejęcie tej wody w skali mikro i wykorzystanie jej jest niezmiernie ważne. Zmniejsza ogólne zużycie wody i nie obciąża sieci kanalizacyjnej, która jest bardzo droga w budowie i eksploatacji. Do tego dochodzi dbanie o zieleń, budowa bioróżnorodności, tworzenie mikroklimatu, walory krajobrazowe.

W Polsce dopiero od niedawna zmienia się podejście do wykorzystania wody. Osoby, które dbają o zieleń czy ogród, są doceniane. Zaczyna się wreszcie źle mówić o ludziach, którzy mają dziurawe szambo. Mikroretencja to dopiero początek, decyduje, ile wody wchodzi do obiegu. Jeżeli pewną cześć tej wody opadowej zagospodarujemy, to nie będzie takich przesuszeń w okresach letnich, a po ulewach woda nie będzie zalewała wszystkich terenów przyległych.

Patrząc na wykorzystanie wody, trzeba zatem uwzględniać wszystkie trzy etapy. Jej gromadzenie przy domu w formie mikro; zbieranie w formie małej retencji – to dotyczy głównie obszarów rolniczych, ale też przemysłowych. Teraz prawie każda duża firma, która się buduje, uwzględnia system przejmowania wody deszczowej. I wreszcie ta duża retencja, która zwiększa bezpieczeństwo wodne, gdyż minimalizuje skutki wystąpienia zjawisk ekstremalnych, tworzy dyspozycyjne zasoby wodne, poprzez infiltrację wzbogaca wody podziemne, służy rekreacji i sportom itp. Trzeba też pamiętać, że część wody należy zostawić dla potrzeb środowiska, co regulują odpowiednie przepisy.

Tak powinno wyglądać pozyskiwanie wody, a co z jej odprowadzaniem? Jeden z celów szczegółowych zakłada zmniejszenie o połowę ilości nieoczyszczonych ścieków do 2030 r. Zgodnie z danymi GUS, w 2013 r. tylko 70% ludności Polski korzystało z oczyszczalni ścieków. Na ile poważny jest to problem?

Jest postęp, bo są duże fundusze na realizację kanalizacji kolejnych obszarów. Tu jednak często popełnia się poważny błąd, polegający na tym, że nowe obiekty najpierw podłączane są do wodociągu, a potem dopiero wykonuje się prace związane z budową kanalizacji, systemów oczyszczania ścieków. Efekt jest taki, że mieszkańcy, mając do dyspozycji dobrą wodę, zaczynają jej zużywać znacznie więcej, a to oznacza większą produkcję ścieków. Gdy szamba były nieszczelne (a do niedawna było to zjawisko powszechne), następowała degradacja środowiska, a w szczególności – zanieczyszczenie wód podziemnych i skażenie
gleb. Teraz, dzięki podłączaniu do kanalizacji, sytuacja jest naprawiana. Środowisko, oczywiście, po pewnym czasie się samo zregeneruje.

Postęp jest wielki, ale musi istnieć większy nadzór nad tymi działaniami, żeby nie były realizowane tylko dla poprawy statystyk, ale faktycznie dla poprawy środowiska. No i trzeba pamiętać, że kanalizacja terenów wiejskich postępuje, ale nie będzie możliwości podłączenia do niej pojedynczych gospodarstw, a w Polsce zabudowa jest bardzo rozproszona i potrzebuje przydomowych oczyszczalni ścieków.

Jaka może być rola biznesu w dbaniu o zasoby wody? Oczywistym obszarem jest zaangażowanie na rzecz mikroretencji w miastach, projektowanie zielonych osiedli czy budynków. Co jeszcze?

Do tego trzeba dodać tworzenie narzędzi do wyżej wymienionych zadań (planowanie, projektowanie, wykonawstwo, eksploatacja), takich jak na przykład parki deszczowe czy obszary retencji; przygotowanie małej architektury, pozwalającej wyeksponować wodę w środowisku, służącej jednocześnie jej monitoringowi i sterowaniu. Uszczelnienie miast jest tak duże, że przy opadach o średnich parametrach wywołuje efekt jak po wystąpieniu deszczu o dużej intensywności. To powoduje konieczność sięgania po rozwiązania z innych krajów, a nawet z innych stref klimatycznych. Wymaga to wyznaczenia w mieście obszarów, na które można skierować nadmiar wody, żeby tam pozostała przez kilka godzin i potem
stopniowo odpłynęła lub infiltrowała. Jest to rozwiązanie zapożyczone z Indii. W Londynie skorzystano ze wzorców z państw tropikalnych, charakteryzujących się opadami o dużej wydajności. Efektem jest 400 parków wodnych. Co ciekawe, są one tak zaprojektowane, że retencja stanowi tylko jedną z ich funkcji, wcale nie dominującą.

A jak wygląda kwestia wykorzystania wody w przemyśle? Przy produkcji zużywane są ogromne jej ilości. Czy tutaj jest problem?

Zdarzają się sytuacje braku wody, choćby na potrzeby działania elektrowni. W Polsce przeżywaliśmy to podczas suszy dwa lata temu. W gospodarowaniu wodą w obiektach przemysłowych winny dominować elementy gospodarki cyrkulacyjnej. Na przykład wokół elektrowni Konin mamy system jezior, z których woda jest wykorzystywana do jej chłodzenia. Te jeziora zostały w interesujący sposób wykorzystane, bo ze względu na wodę zrzucaną z elektrowni mają one stosunkowo wysoką temperaturę, nawet zimą. Daje to dodatkowe atuty przy ich wykorzystaniu, na przykład na potrzeby rekreacji i turystyki. Wprowadzono
też hodowlę ryb. W tej chwili jest tam jedno z największych gospodarstw jesiotrowych. W wykorzystaniu zasobów wodnych nawet tak problematyczne sytuacje stwarzają różne możliwości biznesowe, które można ze sobą łączyć.

Czyli inwestycje zatrzymujące wodę mogą też przynosić korzyści?

Nie patrzmy na zabiegi ochronne jak na bezcelowe inwestycje. Trzeba szukać okazji biznesowych. Jeżeli z elektrowni wypływa ciepła woda, to pojawia się pytanie, jak ją wykorzystać. Podobnie z wodą deszczową. Dotąd niszczyliśmy wielkie ilości wody opadowej, chcieliśmy się jej pozbyć, jak najszybciej wypchnąć z miasta, a to błąd. Woda to nie ściek, to najcenniejszy surowiec, którego nie można niczym zastąpić. Musimy zmienić filozofię patrzenia na nią.

W Niemczech woda deszczowa mieszana jest z tzw. szarymi ściekami – wodą, która spływa z umywalek (ale nie z toalet). Taka woda nie jest już czysta, ale też jeszcze nie jest zanieczyszczona w stopniu uniemożliwiającym inne zastosowania. Taką mieszankę wykorzystuje się do utrzymania zieleni w mieście, spłukiwania toalet i do wszelkich działań gospodarczych wokół budynków.

Woda jest rzeczą niezastąpioną, a każde jej oczyszczanie jest bardzo drogie. Nie ma sensu oczyszczać wody do właściwości wód mineralnych – to pochłania wielkie pieniądze – tylko po to, by jej większość wykorzystać do działalności gospodarczej: spłukania toalety, podlania ogrodu itp. Podobnie jest w rolnictwie. Nadmiar wody można zebrać w zbiorniku retencyjnym i ponownie wykorzystać do nawodnień. W tej wodzie jest mnóstwo różnych nawozów, które można jeszcze raz wykorzystać. W przeciwnym wypadku woda odprowadzana do cieków przyczyni się do wzrostu ich zanieczyszczenia.

Wspomniał Pan, że jednak mogą się pojawiać braki. Co zrobić, żeby na danym obszarze, gdzie działają zarówno firmy mające swoje zakłady przemysłowe, jak i indywidualni odbiorcy ze studniami głębinowymi, wody wystarczyło dla wszystkich?

Powinien być prowadzono monitoring zużycia wody. Tu wystarczy proste rozwiązanie – kontrola jej zużycia. Każde ujęcie powinno mieć licznik, tak ma być zgodnie z nowymi przepisami.

Wtedy łatwo będzie ocenić, jakie są możliwości danego terenu, a jakie są jego potrzeby. Przemysłowiec będzie mógł dostosować swoją technologię do warunków. Woda może być czynnikiem ograniczającym rozwój. Jeżeli będzie jej za mało, to można zrezygnować z inwestycji, ale można też wdrożyć technologie, które zużywają jej mniej, można przejąć wody deszczowe, wykorzystać recykling wody, oczyszczając ją tylko w pewnym stopniu. Wszystko zależy od wykorzystania istniejących możliwości. Trzeba to jednak dobrze przeanalizować, przygotowując inwestycję i kosztorys.

Polsce nie grozi klęska braku wody, ale występują u nas obszary o stałym jej deficycie, natomiast przeważająca część kraju zagrożona jest niedoborami sezonowymi. Konieczna jest rozbudowa retencji jako środka pozwalającego wpływać na obieg wody w czasie, poprzez przenoszenie jej z okresów bogatych w wodę w okresy o deficytach wodnych. Jest to możliwe poprzez utrzymanie jej w obiektach retencyjnych (zbiorniki retencyjne, retencja krajobrazowa, wody podziemne) i oddawania w czasie niedoborów, a także obszarowo poprzez możliwość przerzutów wody i zaopatrywanie obszarów uboższych w wodę z obszarów o ich nadmiarze.

Autorzy

Tadeusz Joniewicz

Tadeusz Joniewicz

Pracował w FOB od maja 2017 r. do grudnia 2021r. jako ekspert ds. raportowania niefinansowego i zrównoważonego rozwoju, odpowiadał za realizację badań i promocję Celów Zrównoważonego Rozwoju. Koordynował Konkurs Raporty Społeczne / Konkurs Raporty Zrównoważonego Rozwoju.

Ma doświadczenie w pracy w organizacjach strażniczych. Kierował projektami promującymi zrównoważone zamówienia publiczne i odpowiedzialne praktyki w łańcuchu dostaw sprzętu elektronicznego pracując w Fundacji CentrumCSR.PL. Współtworzył też ważne międzynarodowe wydarzenia organizowane przez Polski Instytut Spraw Międzynarodowych.

Ukończył Nauki Polityczne i Studium Europy Wschodniej na Uniwersytecie Warszawskim. Jest przewodnikiem turystycznym po Bieszczadach i Beskidzie Niskim, przez wiele lat działał w Studenckim Kole Przewodników Beskidzkich w Warszawie.