Artykuł ekspercki

20 firm, które zmieniają świat. Nowa fala polskiego biznesu

19 czerwca 2020
Artykuł Małgorzaty Mierżyńskiej zdobył wyróżnienie w 10. edycji konkursu ,,Pióro odpowiedzialności" w kategorii artykuł prasowy. Tekst zatytułowany „Nowa fala polskiego biznesu. 20 firm, które zmienią Polskę” ukazał się pierwotnie w magazynie My Company Polska, 27.06.2019.  

Chcą, by ich firmy rozwiązywały realne problemy społeczne. Angażują się w życie lokalnych wspólnot. Wtrącają się w świat i wierzą, że mają narzędzia i energię, by zmieniać go na lepsze. Zysk jest na drugim miejscu.

Uważają, że biznes ma taki obowiązek, bo nie jest samotną wyspą – korzysta z publicznej infrastruktury, usług społecznych. Powinien więc w zamian coś dać od siebie. Nie wystarczy, że płaci podatki i tworzy miejsca pracy. O przedsiębiorczości, myślą przez pryzmat podnoszenia jakości życia, inkluzywności i dbania o środowisko.

Zysk i dobro w jednym

Przedsiębiorców nowego typu nie kręci działanie wyłącznie dla zysku i wyników finansowych. Szkoda im na to życia. W pracy muszą widzieć sens. Ale nie są altruistami. Mają ambicje, by łączyć świat zysku i społecznego dobra, tworząc realną alternatywę dla dotychczasowego stylu uprawiania biznesu. Nastawieni na rozwiązywanie ważnych kwestii społecznych, klimatycznych czy zdrowotnych, na kształtowanie rzeczywistości i wywieranie realnego wpływu na kierunki jej rozwoju, wnoszą do niego nową jakość. Globalne wyzwania dotyczące np. zanieczyszczenia powietrza, wody, gleby czy eksploatacji surowców kopalnych traktują w kategoriach osobistych – każdy z nas na swoją miarę może się przecież z nimi mierzyć − a 17 Celów Zrównoważonego Rozwoju ONZ (SDGs) to dla nich nie fanaberie idealistów, ale coś w rodzaju moralnego kompasu: wskazują, w którą stronę podążać i w życiu, i w biznesie.

Co ciekawe, do tej grupy zaliczają się nie tylko przedstawiciele najmłodszego pokolenia rozpoczynającego dopiero działalność gospodarczą. Są wśród nich też 40-, 50- i 60-latkowie. Z doświadczeniem w korporacjach lub NGO-sach. To grupa bardzo różnorodna, także jeśli chodzi o modele biznesowe prowadzenia działalności gospodarczej. Nic sobie nie robią ze sztywnych podziałów i budują nowe, jak not-only-for-profit czy Bricks-and-Click (offline i online w jednym).

Pomysł na dobre życie

Firma jest dla nich pomysłem na dobre życie, bo pozwala na pełną samorealizację, zaspokojenie zawodowych ambicji, osobistą satysfakcję, niezależność, ale też na zarabianie pieniędzy umożliwiających przyzwoite życie i realizację misji. Mają jednak życie poza pracą i potrafią się wyłączyć. Wieczorem, w weekendy czy na urlopie umieją zamknąć za sobą drzwi i mieć czas dla siebie, rodziny i przyjaciół. Cenią sobie work-life balance. Tym bardziej że wielu z nich to pasjonaci, którzy interesują się wieloma rzeczami poza biznesem. Podróżują, rozglądają się po świecie i czerpią z niego inspiracje.

Z francuskich badań wynika, że od początku bez kompleksów myślą o pójściu szeroko – nie ma w nich lęku przed porażkami. Traktują je jako rodzaj koniecznej nauki. W finansowaniu uciekają się raczej do aniołów biznesu i crowdfundingu niż do tradycyjnych kredytów. Szybko też reagują na zmiany. Jeśli projekt im nie wychodzi, porzucają go i podejmują bardziej obiecujący.

Inaczej z ludźmi. Cenią sobie dobre relacje ze współpracownikami, szukają osobistego kontaktu z dostawcami i klientami. Dzielą się wiedzą, chętnie opowiadają o tym, co robią. Zaangażowanie obywatelskie uważają za coś naturalnego i lubią pomagać. Niemal każda z opisanych przez nas firm angażuje się w działalność społeczną i charytatywną.

Forpoczta zmian

Że szukanie sensu ma sens, a zysk to nie wszystko, powoli zaczyna dostrzegać także wielki biznes. Według badania Delloitte „Global Human Capital Trends 2019”, największym wyzwaniem, jakie stoi dziś przed autorami strategii biznesowych, jest łączenie kwestii społecznych z gospodarczymi i politycznymi. Konsultanci radzą menedżerom, by w relacjach z pracownikami nadawali pracy sens, a organizacjom, by nie tracąc z oczu zysków, zadbały o wywieranie pozytywnego wpływu na klientów i społeczeństwa.

Rady konsultantów nie biorą się znikąd. Takiej postawy oczekują coraz bardziej świadomi klienci. Także w Polsce. Z badań przeprowadzonych przez Havas Media w maju 2018 r. wynika np., że konsumenci oczekują od firm społecznej odpowiedzialności, 69 proc. uważa, że powinny one walczyć z niesprawiedliwością społeczną, 68 proc. oczekuje od marek, które kupują, aby odgrywały większą rolę w rozwiązywaniu problemów społecznych. Niemal 60 proc. konsumentów deklaruje, że unika kupowania produktów firm, które mają negatywny wpływ na społeczeństwo lub środowisko, a co trzeci jest świadomy, że poprzez swoje decyzje zakupowe realnie wpływa na zmiany na świecie. Niemal tyle samo uważa, że taką rolę odgrywają firmy.

Z badań, ale także np. z tegorocznych wyborów do PE, w których Zieloni dostali najwyższe poparcie w historii, wyraźnie widać, że zmiana wisi w powietrzu. Wygląda na to, że przedsiębiorcy nowego typu, o których tu piszemy, są jej forpocztą.

1. Syntoil

Nie znoszę zrzucania odpowiedzialności

Nie uważam, że wszystko zawdzięczam sobie. Liberałowie często tak twierdzą, a to bzdura. Każdy ma dług wobec społeczeństwa i powinien go spłacić – mówi Martyna Sztaba, CEO Syntoil

Martyna Sztaba: Kilka dni temu napisały do mnie dwie osoby: kulturoznawcy z uniwersytetów w Niemczech i na Litwie. Niezależnie od siebie robią badania na temat przedsiębiorców społecznych, czyli ludzi, którzy mają stabilny, zyskowny model biznesowy, ale ich przedsięwzięcia jednocześnie rozwiązują ważne problemy społeczne lub mające pozytywny wpływ na klimat. W obu krajach zauważono, że to już nie są pojedyncze przypadki, ale narastająca fala i chcą to zjawisko zbadać.

Też je dostrzegasz?

Widzę wyraźnie, że kończy się myślenie o biznesie w stylu „Forbsowskim”, jaki znamy z lat 90. Niepoprawiające jakości życia firmy i ambicje ciągłego wzrostu za wszelką cenę zaprowadziły nas w ślepy zaułek. Do katastrofy klimatycznej, do rozwarstwienia społecznego. Na początku lat 90. chodziłam do podstawówki, ale bardzo dokładnie pamiętam dyskusję o dziurze ozonowej i strach, jaki mnie ogarniał na myśl o tym, co może nam grozić. Potem sprawa ucichła, a teraz już nie mamy wyboru, musimy zrobić krok wstecz.

Sądzisz, że młode pokolenie przedsiębiorców to rozumie?

Oczywiście, oni wiedzą, że świat, jaki dzisiaj znamy, już nigdy nie będzie taki sam. Stąd wziął się przecież zainicjowany przez Gretę Thunberg ruch młodzieżowych strajków klimatycznych. Młodzi są coraz bardziej świadomi, że dostaną w spadku zdewastowany świat i że katastrofy klimatycznej nie da się uniknąć. Ale można ją trochę przesunąć w czasie, spowolnić, jeśli podejmie się natychmiastowe działania ratunkowe. Jako Syntoil czujemy się częścią tego ruchu, który nie widzi alternatywy.

Poza godzinami też włączasz się w takie działania poprzez podcast.

Ze wspólniczką Anną Piętą stworzyłyśmy kanał MudaTalks. Mówimy tam o zrównoważonym rozwoju, inwestowaniu w firmy, które mają pozytywny wpływ na klimat, przepytujemy startupy, które podobnie jak my, oprócz generowania zysku, próbują rozwiązać jakiś ważny problem. Ale też poruszamy wiele przyziemnych tematów, jak np. segregacja odpadów. Nieliczni Polacy, którzy to robią, często segregują niewłaściwie. Nie ze swojej winy, po prostu zmiany wprowadzono bez przygotowania na nie społeczeństwa.

Po co to robisz?

Uważam, że to bardzo ważne, by szerzyć rzetelne informacje o zmianie klimatu, środowisku, o tym, jak samemu produkować mniej odpadów, o umiarze w ogóle. Nie chcę nikogo pouczać, ale zależy mi, by ludzie, którzy nas słuchają wiedzieli, że jest alternatywa i nasze codzienne wybory mają duży wpływ na świat. Mam przy tym na myśli nie tylko wybory przy koszu na śmieci, ale też przy urnie wyborczej. Zanim oddamy na kogoś głos, warto sprawdzić, jaki ma stosunek do środowiska. Poza tym, za pomocą MudaTalks budujemy społeczność ekspertów, z którymi możemy dzielić się wiedzą.

Dlaczego ci na tym zależy?

Mam tylko jedno życie. Mogę powiększać bezrefleksyjnie swój majątek, kupować coraz większe mieszkania, mieć samochód zamiast roweru, ale to mnie nie interesuje. Pragnienia przedsiębiorców czy elit z lat 90. nie pokrywają się z moimi. Mam inne wartości niż biznesmeni z polskiej listy 100 najbogatszych. Gdy czytam z nimi wywiady, czuję, że od większości z nich dzieli mnie przepaść, jeżeli chodzi o świadomość i podejście do biznesu.

Jakie są twoje pragnienie i wartości?

Razem ze wspólnikami chcemy zbudować stabilną, dużą firmę, która rozwiązuje ważny problem i traktuje ludzi po partnersku. Dlatego np. nigdy nie mówię „moi pracownicy”, tylko „współpracownicy”. Uważam, że język kształtuje rzeczywistość, więc bardzo dbam o to, żeby wyrażać się precyzyjnie i zaznaczać np., że rzeczy, które robimy są wspólne. Bardzo zwracam uwagę też na przykład na żeńskie końcówki. Sądzę, że część zmian na świecie zaczyna się od języka. Od nazywania rzeczy takimi, jakie one są. W języku wyraża się tożsamość, poczucie sprawiedliwości, ale przede wszystkim podmiotowość. Poza tym nie uważam, że wszystko zawdzięczam sobie. Liberałowie często tak twierdzą, a to bzdura. Każdy ma dług wobec społeczeństwa i powinien go spłacić. Ja również. Urodziłam się w państwowym szpitalu, byłam za darmo szczepiona w rejonowej przychodni zdrowia, państwo finansowało moją edukację, a ja dzięki temu mogłam za darmo studiować na UJ i łódzkiej filmówce. Wszyscy Polacy i Polki złożyli się na to, bym mogła się wykształcić i być tym, kim jestem. Mają w tym swój udział także wszystkie osoby, które w życiu spotkałam. Dlatego nie zgadzam z liberalnym mitem, często powielanym w mediach gospodarczych, że nasze życie jest wyłącznie takie, jakie sami je sobie wyprodukujemy. Kto jeszcze tak może myśleć w 2019 r.?

Masz na myśli, że równie ważny jest kontekst, czyli np. kapitał kulturowy, jaki otrzymujemy, miejsce, w jakim przychodzimy na świat etc?

Pewne rzeczy wypływają z uprzywilejowania społecznego czy rodzinnego. Henryk Sztaba, mój dziadzio, był dyrektorem SPOŁEM, moi rodzice i brat są przedsiębiorcami, wyrosłam w kulturze biznesu i dużo łatwiej było mi zacząć. Gdybym przyszła na świat jako biedne dziecko w rodzinie pasterzy, to jest duże prawdopodobieństwo, że dzisiaj byśmy tutaj nie rozmawiały. Dlatego nie zgadzam się, by ludziom wmawiać: „nie udało ci się, bo za mało się starałeś”. Prawda jest taka, że mogło ci się „nie udać” z wielu różnych przyczyn, częściowo od ciebie niezależnych, na przykład z powodu nierówności społecznych, nierównego dostępu do edukacji i dóbr, przez niesprawiedliwe traktowanie płci czy wykluczanie mniejszości. Jasne, że jeśli jesteś pracowity, to ci pomoże, ale czy sprawi, że będziesz bogaty? Ta narracja jest nie tylko nieprawdziwa, ale wręcz szkodliwa, ponieważ obwinia osoby, którym nie zawsze idzie dobrze.

Wy chcecie budować inny biznes – pozytywnego wpływu.

Nieważne, jak go nazwiemy. Chodzi o to, by zmieniać zastane status quo, obojętne czy w sferze klimatycznej, społecznej czy w najbliższej lokalnej społeczności, budując jednocześnie stabilny model biznesowy. Te rzeczy muszą iść w parze.

Dlaczego biznes powinien zajmować się wpływem, jaki wywiera, czy piętnem, jakie odciska, a nie koncentrować się po prostu na zysku?

Dlatego, że korzysta ze wspólnej infrastruktury. Nie wyrósł sam z siebie. Znowu to myślenie liberałów: wszystko sobie zawdzięczam, daję ludziom pracę, płacę podatki i to wystarczy. Nie zgadzam się z takim rozumowaniem. Wiele firm nie powstałoby, gdyby nie publiczna infrastruktura. Wykorzystują ją, czerpią z publicznych zasobów, a same niewiele do nich wnoszą jak na przykład Uber.

Nie jesteś fanką ekonomii dzielenia?

Jako idea to najwspanialsza rzecz, jaką wymyśliliśmy w ostatnich latach, ale realizacja nam nie wyszła.

Bo?

Uber nigdy by nie powstał, gdyby nie drogi publiczne. Nie on je zbudował, a eksploatuje i na dodatek nie wpłaca równoważnych podatków. Odpowiedzialni przedsiębiorcy zdają sobie sprawę, że czerpią z zasobów infrastruktury publicznej i planety. To dobra wspólne i nie można wykorzystywać ich bez skrupułów. Wiedzą, że nie wybudowali szpitali, w których leczą się ich pracownicy ani szkół, w których się kształcą. Rozumieją, że odpowiedzialność za rozwój rozkłada się na wszystkich uczestników życia społecznego. Każdy musi coś z siebie dać. Biznes także.

Ile powinno być w biznesie odpowiedzialności, misji, a ile dążenia do budowania zysku?

Powiedziałabym, że pół na pół. Nie jestem aktywistką. Nie mam takiej mentalności ani siły, żeby pracować wyłącznie dla idei. Bardzo wcześnie założyłam firmę i od tamtego czasu rzeczy, które robię muszą generować zysk.

Jaki zysk ma przynosić Syntoil?

W pierwszym etapie planujemy 3 mln euro przychodów rocznie. To stosunkowo niewiele, jak na możliwości tego rynku, ale jest to wystarczająca baza do tego, żeby zacząć się w kolejnym etapie odpowiednio skalować. W naszym sektorze są dwie drogi rozwoju: albo skalujesz się na ilości wyprodukowanego materiału, albo znajdujesz taki rodzaj przeznaczenia surowca, który przy podobnym procesie produkcji może zostać sprzedany za wielokrotnie większą kwotę, tylko dlatego, że jego właściwości pozwalają na użycie w wysokomarżowych aplikacjach.

Gdzie tu miejsce na misję?

Działamy w ramach gospodarki obiegu zamkniętego. Na świecie co roku przybywa ponad 1 mld zużytych opon. Większość z nich jest spalana w cementowniach. Są bardzo kaloryczne, więc cementownie chętnie je biorą. Ale to nie ma sensu, bo tylko zwiększają zanieczyszczenie atmosfery. My chcemy przywrócić je do obiegu, wytwarzając z odpadów produkty przemysłowe. Mamy ambicję, by wszystkie jak najszybciej wróciły do produkcji gumy. Dzisiaj na przykład sadzę produkuje się, spalając paliwa kopalne, czyli ropę i wytwarzając przy tej okazji olbrzymie ilości CO2. W tradycyjnej metodzie wytworzenie 1 t sadzy odbywa się kosztem emisji 6 t dwutlenku węgla. Dzięki naszej technologii można ograniczyć emisję o 80 proc. Nie jesteśmy jeszcze zadowoleni z tego wyniku. Celem kolejnego etapu naszego projektu jest przywrócenie do produkcji całego CO2, który wytwarzamy. Instalacja, którą budujemy do oczyszczania karboniazatu, będzie miała wydajność ok. 6 tys. t. W ciągu roku, w porównaniu z tradycyjnym sposobem odzyskiwania sadzy, uda nam się w ten sposób zredukować emisję CO2 o ok. 30 tys. t. To mniej więcej tyle, jakby usunąć z dróg ok. 6 tys. aut.

Jeden z jurorów w konkursie Chivas powiedział, że jeśli wasza technologia się przyjmie, to spodziewa się, że będziemy świadkami narodzin światowego giganta. Gdzie sami widzicie się za 5 lat?

Chcemy pójść jak najszerzej. To jest nasza ambicja. W końcu ile razy w życiu trafiasz na genialny pomysł z wielkim potencjałem? Ale nie jesteśmy naiwni. Nie buduje się globalnych firm za 5 mln euro ani nawet za 20, a na pewno nie w przemyśle. Za pięć, siedem lat będziemy więc pewnie szykować się do dużego partnerstwa, do sprzedaży technologii firmie, która dzisiaj produkuje sadzę w tradycyjny sposób, albo będziemy chcieli związać się z dużą firmą oponiarską. Na razie, chcielibyśmy szybko wyjść z naszym rozwiązaniem w świat.

Jesteście nietypowym startupem, jeśli chodzi o średnią wieku udziałowców i na dodatek międzypokoleniowym. Ty masz 35 lat, a wspólnicy 50 i 60 lat. To pomaga czy przeszkadza?

To bardzo duża wartość tego projektu. Ja mam wiedzę, jak dzisiaj powinny być budowane firmy, w jaki sposób je komunikować, jak prowadzić procesy inwestycyjne, budować organizację, skalować wzrost, oni – unikatowe technologiczne know-how, znajomość rynku, zdolność do nieszablonowego myślenia, wiele dekad doświadczenia w biznesie oraz w budowaniu wielkoskalowych linii produkcyjnych i maszyn. To, że wszyscy jesteśmy dojrzali sprawia, że nie mamy wielu problemów, z którymi borykają się młode startupy, na przykład z dawaniem sobie feedbacku.

Chodzi o to, że z jednej strony nie bierzecie uwag ad personam, a z drugiej potraficie się przyznać, że czegoś nie wiecie?

Tak, a dzięki temu można uniknąć wielu kłopotów. Dojrzałość pozwala na odwagę, by czasami przyznać, że trzeba cofnąć się o krok. My taką umiejętność mamy. Nie znaczy to, że nie zdarzają się nam różnice zdań. Ale nie zapominamy, że wspólnym celem jest stworzenie spółki, z której jesteśmy dumni i która pozwala bardzo dobrze zarabiać. Czasami więc trzeba pewne rzeczy odłożyć na bok. Nie wiem, czy doświadczenie 20-latka wystarczyłoby do tego, żeby spojrzeć na sprawy z szerszej perspektywy.

INFO
Clean-techowy startup współprowadzony przez Piotra Jaszka (CTO), Bogdana Sztabę (COO) i Martynę Sztabę (CEO). Wymyślili i budują technologię do przerabianie zużytych opon za pomocą nowatorskiego rozwiązania, tzw. pirolizy ciągłej oraz doczyszczania produktów powstałych ze zużytych opon. Umożliwia to ponowne wykorzystanie do produkcji gumy olejów i karbonizatu, czyli produktów powstających w wyniku przerobu zużytych opon. Technologia działa w oparciu o gospodarkę obiegu zamkniętego i przyczynia się do ograniczenia zużycia surowców naturalnych. Instalacje są samowystarczalne energetycznie − wykorzystują energię, którą same wygenerowały, a technologia procesu znacząco ogranicza emisję do atmosfery szkodliwych gazów i pyłów powstających w wyniku spalania opon lub przetwarzania ich w procesie tradycyjnej pirolizy. Jako pierwszy polski startup weszli do finału i zajęli drugie miejsce w globalnym konkursie Chivas Venture na najlepszy startup społecznie odpowiedzialny.

2. Migam
Biznes z zaszytym dobrem

Migam to…

… projekt życia. Nigdy już takiego nie zrobię, nie będę miał tyle energii. To także niesamowity powód do samozadowolenia: od siedmiu lat ciągle chce mi się rano wstawać.

A największa wartość Migam polega na….

… modelu biznesowym win win. Nauczyłem się tak układać biznes, żeby zyskiwały na nim wszystkie uczestniczące strony. W naszym przypadku osoba głucha otrzymuje tłumacza, nasz klient zyskuje dostęp do grupy odbiorców, którzy dotychczas byli poza jego zasięgiem, a my na koniec wystawiamy fakturę. Żeby robić dobre rzeczy niekoniecznie trzeba więc być NGO-sem. Można robić biznes, który mówiąc górnolotnie, ma w sobie „zaszyte” dobro.

Miałeś dobrze płatną pracę na etacie.

Pracowałem jako korpoludek dla niemieckiej korporacji. Zintegrowałem 2 mln aktów prawnych ze stroną internetową.

A mimo to uciekłeś. Od szefa, nudnej pracy czy cię wyrzucili?

Odszedłem, bo trzeba było przyjść do Migam, które istniało już od dwóch lat. Miałem pięć osób na etacie, zatrudniałem nowych. Nie dawałem już rady godzić pracy w pełnym wymiarze godzin z prowadzeniem startupu. Aby go rozwijać, trzeba było zaangażować się na full i zdecydować się na one way ticket.

Bolało, czy poczułeś ulgę?

Żona chciała mnie zabić: „Czyś ty zdurniał, przecież mleko musisz kupić” – krzyczała. Mój pierwszy synek miał wtedy trzy miesiące. Nie było łatwo, ale z perspektywy czasu cieszę się, że podjąłem taką decyzję.

Do założenia Migam zainspirowali cię głusi rodzice kolegi, którzy przyjechali do Polski z USA i natknęli się na bariery, które w Stanach dawno już zostały rozwiązane. Pomysł zrodził się więc z potrzeby rozwiązania ważnego problemu, ale przypadkiem.

Życie każdemu podsuwa różne okazje. Pytanie tylko, czy je podniesiemy. Nie każdy je dostrzega, nie każdy ma chęć coś zmieniać. Ja w wieku 30 lat zdecydowałem, że nie chcę sprzedawać przysłowiowych skarpetek. Uświadomiłem sobie, że mam tylko jedno życie, więc fajnie by było zrobić coś innego, ważnego. Wsłuchałem się w ten głos świata. Szukałem niszy i życie mi ją podsunęło.

Natrafiliście na bariery?

To miał być projekt informatyczny, a ja przecież już takie prowadziłem, więc miałem doświadczenie i wiedziałem, jak zbudować narzędzia. Wydawało mi się, że to będzie proste: wystarczy wziąć jakiś system do wideo połączeń, posadzić tłumaczy i wio. Nie miałem świadomości, jakie to będzie trudne.

Technologicznie?

Prawdziwe bariery były gdzie indziej. Strasznie trudno było przekonać ludzi, dlaczego do komunikacji z głuchymi nie wystarczy kartka i długopis, a firmy, żeby płaciły za obsługę głuchych. Chodziliśmy od drzwi do drzwi koncernów i namawialiśmy: Hej, macie gości, którzy do was nie zadzwonią ze zgłoszeniem awarii, bo są głusi. My proponujemy rozwiązanie, które otworzy was na tę grupę potencjalnych klientów. Dzisiaj rodzi się rynek na tego typu usługi. Gdy powstawaliśmy w 2011 r., nie istniał. Byliśmy pionierami.

Kto pierwszy dał się przekonać?

Już nie pamiętam, ale dużo łatwiej było nam przekonać zagraniczne, dojrzałe marki niż polskie. Fajne jest to, że prawie 98 proc. pierwszych klientów B2B ciągle jest z nami. Mamy bardzo niską rotację.

Jak się pracuje z dużymi? Startup i korporacja to przecież dwa różne światy.

Żeby pracować z dużymi, trzeba być na podobnym poziomie, przynajmniej jeśli chodzi o znajomość procesów i bezpieczeństwo. We współpracy B2B trzeba pokonać bariery technologiczne, procesowe, otworzyć się na normy, procedury, standardy i szybko się uczyć. My musieliśmy przekonać ludzi z działów prawnych, że potrafimy chronić dane wrażliwe, a korporacyjnych speców od IT, żeby wpuścili nas na firmowe strony. To wszystko trwa, na przykład wdrożenie naszej aplikacji w 1600 lokalizacjach PKO BP zajęło parę lat, ale nie da się tego przeskoczyć. No i trzeba przygotować plany awaryjne do planów awaryjnych. Inaczej poważni gracze nie będą z nami pracować.

Co zobaczył w was Richard Branson, że przyznał wam nagrodę Virgin Academy?

Pojechałem ze Sławkiem Łuczywkiem na przesłuchania z pomysłem, który dopiero teraz realizujemy. Nie byliśmy dojrzali biznesowo, nie nadawaliśmy się na żadne inwestycje, nie byliśmy poukładani. Mieliśmy jednak wizję, jak naprawiać świat i oparliśmy ją na jasnym modelu biznesowym. Wtedy jeszcze nawet się nie mówiło o social entrepreneurship. To była świeżynka. Ale Branson dużo rzeczy robi pierwszy. On jest wizjonerem, więc chyba to mu się spodobało. Pokonaliśmy ponad 1000 projektów.

Dlaczego nie założyliście po prostu NGO-su?

Wiele osób nas o to pytało. Prawda jest taka, że bardzo szanuję organizacje pozarządowe i z nimi pracuję. Wiem jednak też, że bez odpowiednich środków nie da się kontynuować nawet najlepszej idei. Naszą wartością jest to, że mamy produkt, który nie tylko może istnieć bez środków zewnętrznych, ale sam zarabia, dzięki czemu możemy robić kolejne projekty społecznie użyteczne.

Według Bransona najważniejsze w biznesie są konsekwencja i kreatywność. Co jest ważne dla ciebie?

Egzekucja. Fajnie, żeby coś było dobre, ale lepiej coś zrobić i wypuścić, choćby się miało potem wiele razy poprawić, niż siedzieć i pracować nad tym samemu w domu. Jeden z twórców Linkedin mawia, że jeżeli po latach nie patrzysz z totalnym zażenowaniem na pierwszą wersję swojego produktu, to znaczy, że wypuściłeś go za późno. Trzeba wyjść szybko do ludzi i oni ci powiedzą, czy idziesz w dobrą stronę.

Wierzysz w crowdsourcing, czyli mądrość tłumu?

Tak, bo nie robię produktu dla siebie tylko na sprzedaż. Super, że mi się podoba, ale klient może powiedzieć, że w ogóle nie o to chodziło. Wierzę w model custumer development, choć ciężko jest konfrontować swoje rozwiązania z opiniami innych, bo czasem są nieprzychylne. Ważne, by nie przyjmować krytyki pomysłu czy firmy personalnie. Trzeba wyciągać z niej wnioski, a nie odbierać i odpierać jak atak. Jeśli zrobiłem piękne krzesło, ale 10 osób mówi, że jest niewygodne, to należy je poprawić, bo pewnie mają rację. Warto złapać do siebie dystans. Pomaga się tym i biznesowi, i samemu sobie, bo w którymś momencie trzeba przecież postawić kreskę i powiedzieć sobie: skończyłem pracę, wracam do domu, teraz mam czas dla dzieci. Na koniec dnia fajnie sobie uświadomić, że to jest tylko firma i produkt.

Czyli także warto nauczyć się odpuszczać. Skąd wiadomo, kiedy?

Gdy wszyscy wokół mówią, że to, co wymyśliłaś nie zaspokaja żadnej realnej potrzeby. Jeśli trudno odpuścić, warto szukać innego zastosowania. Może wymyślone narzędzie sprawdzi się jako drugi, trzeci pivot? Tak było na przykład z internetowym komunikatorem Slackiem. Powstał jako narzędzie wewnętrzne dla zespołu, który miał problem z komunikacją podczas pracy nad grą online. Gra im nie wypaliła, ale przy okazji powstał komunikator, który dziś wart jest miliony dolarów. To właśnie taki pivot. Podobnych przykładów jest sporo. Mieliśmy robić X, a wyszedł Y. Trzeba być na to otwartym.

Od początku budowałeś Migam z głuchymi?

Najpierw myślałem, że sam ponaprawiam świat, ale zrozumiałem, że daleko tak nie ujadę. W 2013 r. do firmy trafił Sławek Łuczywek, osoba głucha, i powiedział: Fajne rzeczy robisz, Przemek, ale wszystko źle. Wyciągnąłem wnioski: robiąc coś dla głuchych trzeba mieć ich na pokładzie. Od tej pory zaczęliśmy słuchać naszych klientów. Sławek jest dzisiaj dyrektorem sprzedaży.

Nie miałeś obaw, wchodząc w taką współpracę?

Nie boimy się pracować z Ukraińcem, który nie zna polskiego, to dlaczego mamy bać się pracować z głuchym lub go zatrudniać? O głuchych dobrze jest myśleć jako o mniejszości. Może mamy z nimi mniej kontaktu, ale przecież się ich nie boimy. To są normalni ludzie. Pracowałem z dwoma Krzyśkami − głuchym i słyszącym. Nie widzę różnicy. Może za bardzo wsiąkłem, ale sądzę, że w głowach wielu ludzi siedzą nieprawdziwe stereotypy.

Dlaczego na stronie migam.org „głusi” piszecie dużą literą?

Ponieważ traktujemy ich jako mniejszość kulturową. Skąd ona wynika? Z języka. Język to przecież sposób myślenia. Mówiąc po polsku, nie wizualizujemy, mamy w głowie zdania. Głusi myślą obrazkami. Język migowy jest przestrzenny, czterowymiarowy. Nie da rady zapisać go na kartce, bo to tylko dwa wymiary. To jest inny sposób myślenia. Czasami bardziej kreatywny, niebanalny. Osoby, które utożsamiają się ze światem głuchych, chcą, by mówić o nich głusi, a nie głuchoniemi. Bo nawet jeżeli nie mówią, to mają swój język, więc nie są niemi. Dla nas „głuchy” brzmi pejoratywnie, bo krzyczymy czasem do siebie: co, głuchy jesteś? Stąd nam to w głowach zostało. Do nich tak nikt nigdy nie krzyczał.

Kiedyś powiedziałeś, że gdybyś miał zaprosić do współpracy jakieś głośne nazwisko z biznesu to byłby to prof. Andrzej Blikle. Nie wskazałeś, jak wielu startupowców, jakiegoś guru nowych technologii, ale przedsiębiorcę z tzw. tradycyjnej gospodarki. Na dodatek takiego, który wycofując się z biznesu przyznał się do porażki. Czym ci zaimponował?

Jest świetnym matematykiem, a wszedł w biznes, który był dla niego zupełnie obcy. Był profesorem w PAN, a zapisał się na kursy cukiernicze. To trochę moja bajka, też wszedłem w obce środowisko i się z nim utożsamiam. Poza tym, on pokazuje, że jak coś się sypie, trzeba samemu wziąć za to odpowiedzialność. Później można wrócić i jakieś konsekwencje wobec winnych wyciągnąć, ale gdy jest problem, trzeba się skupić na naprawie. To ważna nauka. W startupie dużo rzeczy się sypie, tak jak w ogóle w życiu. Poza tym, on w trudnych latach transformacji, odziedziczył podupadłą markę i ją reaktywował. Wprowadził firmę na nowe tory, nie wykluczając przy tym starych pracowników. Dogadał się z nimi i pomógł odnaleźć w nowych realiach, a w firmie wprowadził nowoczesne metody zarządzania. Za to co zbudował pełen szacun.

Czy wdrażasz coś z modelu zarządzania, który stosował profesor?

Zarządzanie projektami mamy bardzo dobrze poukładane. Są osoby inicjujące projekty, w każdą środę, cyklicznie odbywamy spotkania, na których omawiamy wszystko, co się w firmie dzieje. To zaczerpnęliśmy od prof. Bliklego. Trzy lata temu dołączył do nas Michał Bukowski. Jest odpowiedzialny za projekty, wprowadza porządek w zarządzaniu i wszystko układa. Ma świetne umiejętności miękkie, umie rozmawiać i rzadko się denerwuje. Od jego nazwiska utworzyliśmy w firmie nowe słowo: „zbukwować”, czyli w najwyższym stopniu uporządkować. W życiu nie pracowałem z kimś, kto jest tak poukładany procesowo. Zresztą w ogóle udało mi się ściągnąć do firmy osoby o najwyższych kompetencjach. W wielu obszarach są mądrzejsze ode mnie. Po co zresztą zatrudniać głupszych od siebie? Zawsze trzeba szukać mądrzejszych.

A jakie są twoje najważniejsze kompetencje?

Gaszenie pożarów i budowanie od podstaw. Umiem i lubię inicjować nowe procesy, prowadzić je do etapu MVP (Minimum Valuable Product), czyli do chwili stworzenia produktu o minimalnej funkcjonalności. Może stąd w Migam mamy już trzy spółki i dużo projektów, które się nie udały. Poza tym, jestem odporny na porażki – nie łamię się, przechodzę dalej. Zawsze do przodu.

INFO
Migam – istnieje od 2011 r. Główne pole ich działania to język migowy, głusi i usprawnienie komunikacji pomiędzy głuchymi klientami a działami obsługi firm. Na początku rozwijali bezpłatny słownik do nauki języka migowego, potem szkolenia z języka migowego, wydawanie podręczników do nauki języka migowego, tłumaczenia na język migowy tekstów i filmów oraz Tłumacz Migam, usługę natychmiastowego połączenia wideo z tłumaczem języka migowego z poziomu przeglądarki internetowej, aplikacji mobilnej lub dowolnego urządzenia wyposażonego w kamerę i podłączonego do internetu. Prowadzą też agencję pracy dla głuchych. Działają w sektorze B2B i rozwijają się w oparciu o model abonamentowy. Pracują z największymi markami, takimi jak: Samsung, ING, PZU, T-Mobile, Orange, CCC, Decathlon, McDonald, Carrefour. Obecnie wprowadzają na rynek własne oprogramowanie komunikatora wideo online. Wykorzystując tę sama technologię, co przy komunikacji głuchych ze słyszącymi, zamierzają wejść w nową niszę − sprzedaży urządzeń wielkogabarytowych w różnych branżach, w których ludzie oczekują kontaktu z człowiekiem i rady.

3. Biblioteka ubrań

Przemysł fast fashion, czyli szybkiej mody to tysiące ton odpadów, hektolitry ścieków zanieczyszczających chemikaliami wody całej planety, nie mówiąc już o trudnych warunkach pracy, w jakich powstają wyroby globalnych sieciówek, śladzie węglowym, jakie zostawiają, przemieszczając się z Azji Połdudniowo-Wschodniej czy Afryki do krajów Zachodu i wysysaniu wielkiej ilości wody, z krajów, które cierpią na jej brak. Czy to znaczy, że nie możemy bawić się modą bez wyrzutów sumienia? Niekoniecznie. Marta Niemczyńska wraz z koleżanką wymyśliła sposób, jak być modnym, nie gromadząc sterty ubrań w szafie i nie przyczyniając się do dewastacji środowiska. Jej propozycja to właśnie Biblioteka Ubrań. Impulsem do jej powstania była zmiana stylu życia i nawyków z fast na slow i ekonomię dzielenia. W takiej sytuacji pożyczanie jako alternatywa kupowania narzuciło się już samo. Trzeba było tylko to pożyczanie ubrań zorganizować.
Wirtualna szafa ruszyła w 2017 r. i działa według zasady 4R: Rent, Reuse, Relove, Return (wypożycz, użyj ponownie, pokochaj na nowo, zwróć). Funkcjonuje jak sklep internetowy i utrzymuje się z abonamentów. Starając się jak najmniej obciążać środowisko ubrania pierze w energooszczędnych pralkach w indyjskich orzechach i ekologicznym proszku. Zamówienia pakuje w papier i kartony zwrotne, nie używając folii, a zniszczone podaje recyklingowi. Wypożyczane ubrania pochodzą ze zbiórek i second handów. Odzież nie nadająca się już do wypożyczania trafia do instytucji charytatywnych.

4. Bioseco

Zbudowali, sprzedają i montują innowacyjne urządzenie pomagające chronić ptaki i samoloty. Wymyślony przez nich multirejestrator automatycznie wykrywa obiekty w przestrzeni powietrznej i odstrasza je, wysyłając światło lub sygnał dźwiękowy. Wszystko jednak zaczęło się od turbin. Kolega pracujący przy farmach wiatrowych zapytał, czy nie znają urządzenia do zliczania ptaków. Nie znali. Skoro jednak i tak zajmowali się już projektowaniem i produkcją urządzeń i narzędzi do miarodajnego badania przyrody, postanowili wymyślić również automat do wykrywania ptaków. Takie urządzenie mogło pomóc w ochronie cennych gatunków. Nie chodziło o jakieś fanaberie ekologów: z powodu kolizji z turbinami powietrznymi ginie rocznie ok. 5 mln ptaków i nietoperzy.
Poszukując podobnych rozwiązań, natrafili na jeszcze inne alarmujące statystyki, tym razem dotyczące wypadków samolotowych z udziałem ptaków. Okazuje się, że takie zagrożenie jest nieporównywalnie większe od ryzyka ataku terrorystycznego. Kolizje samolotów z ptakami generują na świecie koszty sięgające 2 mld dol. Tylko w USA notuje się kilkanaście tysięcy kolizji rocznie, a straty z tego tytułu wyceniane są na ok. 1,2 mld dol.

Założona w 2013 r. przez Michała Danielowskiego i Krzysztofa Paszka spółka Bioseco montuje dziś multirejestratory na farmach wiatrowych, lotniskach (do ponad 90 proc. kolizji samolotów z ptakami dochodzi do wysokości 900 m, w okolicach lotniska,) i terenach obserwowanych przez ornitologów. Przyczynia się w ten sposób nie tylko do ochrony ptaków i zwiększania bezpieczeństwa pasażerów samolotów, ale też do znacznej redukcji kosztów związanych z wypadkami na lotniskach.
Ciągle się rozwijają. – W 2017 r. rozpoczęliśmy komercjalizacje zagraniczne. Pierwsza taka instalacja, w Niemczech, już działa – mówi Adam Jaworski, obecny CEO Bioseco i dodaje, że obecnie są w fazie poszukiwania inwestora.

5. Deaf Respect

W Polsce brakuje systemowych rozwiązań respektujących polski język migowy, jako oficjalny i równoprawny do mówionego, w edukacji, życiu publicznym i świadomości społecznej. Natywnie głusi czują się więc we własnym kraju trochę tak jak obcokrajowcy. I tak jak oni, też stykają się ze stereotypami. Tyle że nie z powodu pochodzenia, ale swojej niepełnosprawności. Aga Osytek, założycielka Deaf Respect – fundacji i agencji badawczo-marketingowej w jednym działa na rzecz podniesienia świadomości społecznej na temat głuchych oraz umożliwienia im dostępu do pełnego życia społecznego i rozwoju zawodowego. Konsekwentnie też wprowadza na rynek punkt widzenia głuchych. W ramach działalności gospodarczej fundacja przeprowadza badania opinii i testy UX, prowadzi rekrutacje osób głuchych, w tym np. tłumaczy języka migowego i moderatorów różnego rodzaju wydarzeń z udziałem osób głuchych. Przygotowuje też tłumaczenia materiałów filmowych, zajmuje się konsultacją projektów technologicznych i kampanii marketingowych, jak również przygotowywaniem działów klienta firm do kontaktów z głuchymi.

Fundacja funkcjonuje na pograniczu marketingu i branży edukacyjnej: z jednej strony szerzy wiedzę o głuchych, zmieniając społeczną świadomość, z drugiej – ułatwia dostęp do profesjonalnej wiedzy w języku migowym, przeciwdziałając społecznemu wykluczeniu. W planach ma stworzenie platformy internetowej ekspertów języka migowego.

6. Deko Eko

Torebki z worków po cemencie, turystyczne pamiątki z pozostałości po wyrzuconych butelkach czy oponach. W Kambodży, którą Agata Frankiewicz odwiedziła podczas jednej ze swoich podróży, zobaczyła, że z twórczego przetwarzania tego, co powszechnie określamy mianem śmieci, żyją całe rodziny. To ją zainspirowało. Na świecie co roku produkujemy przecież ponad 2 mld t odpadków, z czego niemal jedna trzecią w samej Europie. Śmiecie stały się jednym z największych wyzwań środowiskowych, zalewają nas. Dlaczego ich nie wykorzystywać, tworząc z odpadów pełnowartościowe produkty?

W 2016 r. Agata Frankiewicz z Julianem Roux-Stevensem i Markiem Frankiewiczem założyli spółkę Deko Eko. Jej celem jest nie tylko twórcze przetwarzanie odpadów (z ang. upcykling) i chęć redukcji zanieczyszczenia środowiska. Także łączenie świata dużych korporacji, z których odbierają odpady, z małymi przedsiębiorstwami społecznymi, startupami, lokalnymi projektantami i ekspertami z całego świata, którzy dobierają odpady do odpowiednich projektów.

Deko Eko współpracuje tylko z projektantami, którzy tworzą z materiałów pochodzących z recyklingu, ręcznie i z poszanowaniem środowiska. Wspiera też firmy i organizacje w tworzeniu ekologicznych i etycznych rozwiązań w zakresie gospodarki obiegu zamkniętego, prowadzi warsztaty recyklingowe i eko eventy. Łącząc platformę upcyklingową ze sklepem internetowym, w proces budowania świadomości ekologicznej i odpowiedzialnej gospodarki, włącza także bezpośrednich konsumentów, którzy szukają niepowtarzalnych przedmiotów i ozdób.
Współpracuje z ponad 250 ekoprojektantami z całego świata, którzy przetwarzają wyselekcjonowane odpady, nadając im oryginalne formy i nowe przeznaczenie. Rozwija się w Polsce i w Holandii, ale w planach ma ekspansję na nowe rynki.

7. Pszczelarium

Kamil Baj spod Siedlec i Agnieszka Skórska-Baj z Kędzierzyna. Politolog i socjolożka. Poznali się na studiach w Warszawie, pobrali i założyli pasiekę. Od 2011 r. stawiają ule w miastach, najczęściej na dachach wielkomiejskich wieżowców, opiekują się nimi i sprzedają zbierany miód. Poza tym, edukują dzieci, a dorosłych uczą pszczelarskiego rzemiosła. Działają też na rzecz zwiększenia populacji pszczoły miodnej oraz bioróżnorodności roślin w miastach. Łączą biznes z misja i pasją, a tradycję z modnymi trendami i nowoczesnym dizajnem.

W Warszawie prowadzą 25 pasiek. W sześciu innych miastach, Katowicach, Gdańsku, Gdyni, Lidzbarku Warmińskim, Lublinie i Poznaniu, postawili już ok. 80 uli. W najbliższym czasie szykują się do wejścia na dachy Łodzi i Wrocławia. Firmy, dla których najczęściej pracują, płacą Pszczelarium roczny abonament pokrywający koszty prowadzenia pasieki oraz produkcji określonej ilości miodu. W Warszawie zbierają 2–3 t miodu rocznie. Sami go odsklepiają, odwirowują, wlewają do odstojników i na bieżąco wlewają do słoiczków. Sprzedają we własnym sklepie internetowym www.sklep.pszczelarium/pl i − jeśli jeszcze coś zostaje – dostarczają do wybranych sklepów w Warszawie i Katowicach.

W 2019 r. chcą wprowadzić usługę polegającą na adopcji: można będzie „wykupić” sobie ul z pasieki, która powstaje obok nowej siedziby Pszczelarium na warszawskich Sielcach. Chcą rozwinąć produkcję i sprzedaż świec, rozszerzyć ofertę kursów i warsztatów oraz zwiększyć ofertę lekcji edukacyjnych i warsztatów dla szkół i przedszkoli.

8. Rec.on

Paulina i Bartek Bieleccy połączyli doświadczenie biznesowe – on w recyklingu aut, ona w branży modowej i beauty – z zacięciem artystycznym Pauliny i misją tworzenia społecznie zaangażowanego dizajnu. Od 2015 r. w ramach stworzonej wspólnie firmy rec.on dają przedmiotom drugie życie bez ich przetwarzania: ze starych metalowych części maszyn i aut produkują niepowtarzalne przedmioty użytkowe: lampy, meble, drzwi. Wpisują się w trend gospodarki obiegu zamkniętego – ekologicznego upcyklingu, czyli wtórnego przetwarzania odpadów w taki sposób, aby w rezultacie otrzymać produkty o wyraźnie wyższej wartości niż materiały wyjściowe. Każdy produkt wykonują ręcznie. Oznacza to kilkanaście godzin czyszczenia, szlifowania, polerowania i spawania. Celują w świadomych klientów, którzy doceniają niepowtarzalność, dlatego wszystkie przedmioty opatrują certyfikatami unikalności wraz z numerem jednostkowym. Wykonują również meble i lampy według oryginalnych pomysłów zleceniodawców.

Wszystkie produkty są wytwarzane ręcznie i lokalnie, dzięki czemu ich wpływ na środowisko jest niewielki. Do pakowania produktów, które sprzedają we własnym sklepie internetowym, wykorzystują materiały biodegradowalne. Starają się angażować społecznie nie tylko przez oferowane produkty, ale również przez nawiązywanie współpracy z rzemieślnikami, artystami i i organizacjami, które potrzebują wsparcia. Przyczyniają się również do wzrostu świadomości ekologicznej wśród klientów, których przekonują, że upcykling może być również dizajnerski.

9. Gerere Fun For Good

Wymyślili, że będą zmieniać świat za pomocą gier, a konkretniej – grywalizacji, czyli przy użyciu mechanizmów zaczerpniętych z gier komputerowych. Skoro dowiedziono, że wykorzystywanie elementów gier pozwala na skuteczną modyfikację ludzkich zachowań, to na co czekać? Postanowili działać (z łac. gerere). Stąd wzięła się nietypowa nazwa firmy.

Celem pierwszego projektu było skuteczne zaangażowanie do działania lokalnych liderów. Potem przyszły następne: gra dla osób z zespołem Aspergera, motywująca do korzystania z przestrzeni publicznej i dla ośrodków karnych, motywująca osadzonych do resocjalizacji. W Polsce mamy ogromny problem z jej skutecznością – ponad 60 proc. więźniów wraca do więzienia. Wykorzystując grywalizację Gerere chce stworzyć narzędzia motywujące do efektywnego spędzania czasu, udziału w kulturze, zdobycia nowej pracy. Pomagają angażować ludzi w obszarze zdrowia, edukacji i zaangażowania społecznego. Prowadzą wiele działań eksperymentalnych związanych z badaniami, jak grywalizacja może rozwiązać trudno rozwiązywalne problemy społeczne. Projekty udostępniają w formule open innovation.

Swą wiedzę komercjalizują, ale też chętnie się nią dzielą, prowadząc np. warsztaty z projektowania tzw. grywalizacji. Mają wielkie plany. – W ciągu najbliższego roku chcemy zacząć świadczyć usługi na rynkach zagranicznych i zbudować projekt, który będzie zwiększał zaangażowanie wokół organizacji non profit – mówi Jacek Siadkowski, CEO. I mają ambicję, aby w ciągu pięciu lat za pomocą grywalizacji zmienić życie miliona ludzi na świecie.

10. Holoroad

Pomagają dostrzec świat. Dosłownie. Wymyślili aplikację, która pokazuje świat w formie siatki w bardzo wysokim kontraście, dzięki czemu osoby słabo widzące mogą bezpiecznie się poruszać. Pomaga im w tym specjalnie opracowany algorytm. Holo−App pozwala na znaczącą poprawę jakości życia, integrację i aktywizację osób z poważnymi wadami wzroku. Jest przydatna w jego rehabilitacji, a jej stosowanie przyczynia się do opóźnienia rozwoju wtórnych chorób neurologicznych.

Aplikacja oparta jest na najnowszych technologiach mobilnych i wykorzystuje szczątkowe widzenia światła. Będą mogły z niej korzystać osoby dotknięte takimi chorobami, jak m.in. retinopatia, dystrofia siatkówki i zanik nerwu wzrokowego. Holo-Set, cały zestaw, który firma przygotowuje dla niedowidzących przypomina sławne okulary Google i składa się ze szkieł VR, pilota i aplikacji mobilnej instalowanej w smartfonie. Na świecie żyje ok. 250 mln osób z zaburzeniami widzenia, a w samej Polsce jest ich prawie 2 mln. To potencjalni klienci Holoroad. Od 2017 r. aplikacja przeszła już szereg testów, ale nadal jest nieustannie udoskonalana. Dotychczas była dostępna tylko w przedsprzedaży. Obecnie ekipa Holoroad jest na ostatnim etapie projektowania nowego VR. Piotr Gajewski, obecny CEO mówi, że komercjalizację z prawdziwego zdarzenia zamierzają rozpocząć w sierpniu br.

W czerwcu znaleźli się wśród 10 najlepszych projektów w kategorii Social Impact Start-Up of the Year wybranych do Emerging European Awards 2019.

11. Kokoworld

Marka powstała z wyobraźni, ciekawości i pasji Agaty Kurek. Rozwija ją grupa zakręconych pasjonatek etycznej i ekologicznej mody, upcyklingu, zero waste i fair trade. Starają się być fair nie tylko w stosunku do współpracowników i klientów, ale także wobec dostawców i rzemieślników, z którymi współpracują. Ich idee fix to sprawiedliwy handel i dbałość o środowisko. Dlatego też, współpracując z rzemieślnikami z całego świata – od Ameryki Łacińskiej przez Afrykę do Azji, Agata Kurek osobiście poznaje ich metody i zasady pracy. Wybiera tych, którzy opierają się na tradycyjnych technikach i reprezentują wysokiej próby rzemiosło. Zapewnia im godną płacę, powyżej średniej dla danej branży i regionu, ale interesuje się też warunkami, w jakich oni zatrudniają swoich pracowników.

Kokoworld idee odpowiedzialnej mody wciela w życie, szyjąc kolekcje wyłącznie z innowacyjnych i przyjaznych środowisku materiałów, jak np. organiczna bawełna z certyfikatem GOTS, która oznacza, że przy jej produkcji zużycie wody zredukowane zostało o 90 proc. w stosunku do produkcji tradycyjnej bawełny, czy proekologiczny tencel, oryginalne włókno celulozowe powstające w procesie obiegu zamkniętego z austriackiej firmy Lenzing, pioniera zrównoważonego rozwoju.
Firma prowadzi akcję społeczną „Jeans for a Better World” − użyte jeansy przerabia na nowe produkty, po czym wystawia je na aukcję, a uzyskane fundusze przekazuje na cele społeczne, np. na stypendia dla młodzieży. Ambicję budowania bardziej inkluzyjnego świata realizuje, zatrudniając osoby starsze, z mniejszości etnicznych czy zakładów penitencjarnych.

12. Leżę i pracuję

Ile jest ich w Polsce? Nikt nie wie. Zdecydowana większość osób sparaliżowanych najczęściej pozostaje w domu i nie uczestniczy w życiu społecznym. A co mówić dopiero o pracy. Niepełnosprawność fizyczna skutecznie wyklucza. Pierwsza w Polsce agencja marketingowa z misją dawania pracy osobom sparaliżowanym zamierza to zmienić. Nie tylko po to, by takim osobom znaleźć źródło zarobkowania, ale także, a może przede wszystkim, by przywrócić im poczucie godności i chęć życia.

Biuro Leżę i pracuje mieści się w Katowicach, ale cały zespół pracuje zdalnie, najczęściej korzystając z takich narzędzi jak Slack, Trello czy innych czatów i aplikacji do zarządzania projektami.
Model działania agencji opiera się na współpracy mentor plus uczeń. Zanim otrzymają zlecenia, osoby sparaliżowane pod okiem ekspertów uczą się marketingu internetowego, PR-u i CSR-u oraz biegłej obsługi narzędzi internetowych i programów graficznych. Powstała w 2017 r. agencja zatrudnia już 14 osób i może poszczycić się imponującym portfolio. Zarabiają, tworząc strategie marketingowe, komunikacyjne, wizerunkowe, kampanie w mediach społecznościowych. W ofercie mają copywriting, projektowanie graficzne i grafikę reklamową, webwriting i SEO.

Robią przy tym jednak również coś równie ważnego: odczarowują niepełnosprawność, tworzą prototypy i testują rozwiązania na rzecz aktywizacji zawodowej i społecznej osób niepełnosprawnych i edukują, opowiadając o niepełnosprawności bez owijania w bawełnę. Zarówno poprzez szkolenia, jak i blog na firmowej stronie.

13. Lokalny Rolnik

Platforma łącząca producentów ekologicznej, lokalnej żywności, świadomych klientów oraz miejsca, gdzie można dostarczyć i odebrać towar powstała… z miłości do córki. Sylwia i Andrej Modic, rodzice reagującej silną alergię na konserwanty Zarji, mieli już dość eksperymentów ze „zdrowymi” produktami, które po spożyciu okazywały się naszpikowane chemikaliami i postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Stworzyli wirtualny bazarek z żywnością ze sprawdzonych lokalnych źródeł. Każdego z dostawców poznają osobiście. Interesuje ich historia powstania gospodarstwa, jego tradycje i właściciele. Starają się pokazać konsumentom człowieka z krwi i kości, który stoi za produktem. Wybierają drobnych wytwórców i rolników. Nie współpracują z graczami, których produkcja ma charakter masowy.

Zanim zaproszą producentów do współpracy, odwiedzają ich gospodarstwa, pola oraz zakłady, sprawdzając, czy produkty są zdrowe, pozbawione konserwantów i ulepszaczy.
Na LokalnyRolnik.pl klienci tworzą grupy zakupowe, podobne do kooperatyw spożywczych. Spośród oferty prezentowanej na stronie razem zamawiają i odbierają zakupy raz w tygodniu, z umówionej lokalizacji.

LokalnyRolnik.pl to jednak coś więcej niż platforma zakupowa. Misją jej twórców jest stworzenie płaszczyzny dla osób świadomych, dbających o zdrowie, pasjonatów kulinarnych oraz wszystkich tych, którzy szukają dla siebie nowych rozwiązań w dziedzinie filozofii żywienia.
Na platformie, która działa komercyjnie od maja 2014 r., zarejestrowało się już ponad 18 tys. osób.

14. Mama pożycza

Sharing is caring, uważają założycielki portalu mamapopozycza.pl. Katarzyna Moryc i Katarzyna Bielazik chcą uczyć ludzi lepszego wykorzystania posiadanych zasobów i radości z korzystania z rzeczy, a nie z ich kupowania. Wyznają filozofię, że rzeczy są po to, by ich używać, a nie magazynować. Chcą zmieniać świat na czystszy, edukować i zachęcać do współdzielenia dóbr. Wiedzą, o czym mówią. Obie są mamami i we własnym życiu na co dzień stykają się z błyskawicznie rosnącą liczbą ubrań i zabawek: dzieci szybko się nimi nudzą, jeszcze szybciej z nich wyrastają, a w domu rosną sterty niechcianych już, choć pełnowartościowych przedmiotów. Zamiast je wyrzucać, postanowiły pożyczać i do podobnego postępowania namawiać innych rodziców. Robią to również na blogu, który tworzą przy platformie, by budować społeczność świadomych mam, które dzielą się nie tylko rzeczami, ale także wiedzą i doświadczeniami.

Serwis, który uruchomiły w 2016 r. umożliwia wynajem rzeczy i sprzętu dla dzieci do lat 6. Chcą, by był możliwie najbardziej użyteczny dla rodziców. Tym, którzy mają problem z wyznaczeniem ceny, podpowiadają nawet, ile policzyć za wynajem. W ten sposób pomagają odzyskać kwoty zainwestowane w czasami drogie sprzęty, z drugiej ręki– niedrogo wynająć przedmioty, które chcielibyśmy mieć tylko przez chwilę i nie zagracać nimi domu na dłużej. Przede wszystkim jednak, chcą przekonywać ludzi do lepszego i dłuższego wykorzystywania przedmiotów i ograniczenia szaleństwa zakupów, które ogarnia szczególnie młodych rodziców.

15. Food & Life

Karolina Gacal, Damian Orlof, Łukasz Zając i Krzysztof Kiepura postanowili zmienić sposób, w jaki postrzega się niepełnosprawnych. A przynajmniej mieć swój wkład w łamaniu stereotypów. Czterej przyjaciele z Krakowa mieli doświadczenie w projektach społecznych, gastronomii, branży szkoleniowo-eventowej i działalności gospodarczej, czyli akurat tyle, by założyć firmę, a konkretnie – przedsiębiorstwo społeczne. Zrobili to, żeby pomagać innym, ale także, by samemu mieć satysfakcję, że nie żyją tylko dla siebie.

Karolina i Krzysztof, którzy brali udział w akcjach charytatywnych i pomagali wykluczonym i niepełnosprawnym, namówili Łukasza i Damiana, właścicieli firmy gastronomicznej i food trucka, by wspólnie zarabiać, a zarobione złotówki reinwestować w cele społeczne. Postanowili skupić się na produkcji i sprzedaży jedzenia oraz na prowadzeniu warsztatów i szkoleń dla biznesu z zakresu zmian i zatrudniania osób z niepełnosprawnościami.

Zdecydowali, że jako zarząd, nie będą dzielić między sobą zysków, ale przeznaczą je na reintegrację społeczną pracowników, organizowanie różnych akcji społecznie pożytecznych i reinwestycje. Zatrudniając osoby niepełnosprawne i wykluczone społecznie, próbują przywrócić je do normalnego funkcjonowania w społeczeństwie. Nigdy nie jest tak samo. Czasami oznacza to załatwienie pomocy prawnej, ale kiedy indziej może to być zaprowadzenie do fryzjera lub nauczenie korzystania z karty płatniczej. Niby proste, ale dzięki temu wyciągają ludzi z bezdomności. W 2017 r. zaczęli od sprzedaży gorących zapiekanek i belgijskich frytek z food trucka. Dzisiaj utrzymują się także dzięki barowi „Zapiekanki Imbramowskie”.

16. Fundacja Łąka

Bezpośredni impuls do założenia fundacji dostarczył minister rolnictwa i rozwoju wsi, nie uwzględniając bioróżnorodności w Programie Rozwoju Obszarów Wiejskich 2014–2020. Wtedy, w 2013 r. Maciej Podyma z bratem Karolem postanowili powalczyć o różnorodność biologiczną osobiście: uradzili, że ich pomysłem na życie będzie profesjonalne zakładanie i promowanie łąk kwietnych. Od tamtej pory zajmują się nimi kompleksowo: projektują i przygotowują podłoże pod siew, zakładają łąki kwietne i je pielęgnują, sprzedają mieszanki i sadzonki. Również doradzają i prowadzą warsztaty edukacyjne. Tłumaczą, czym są łąki kwietne i dlaczego to tak ważne, by zakładać je szczególnie w miastach. Uświadamiają ludziom korzyści płynące z takich łąk i zagrożenia, jakie niesie ze sobą pokrywanie miast monokulturą krótko strzyżonych trawników. Działają na kilku poziomach: edukują dzieci, przekonują urzędników do zmian w prawie, prowadzą badania nad stworzeniem najskuteczniejszej mieszanki roślin wyłapujących pyły z powietrza.
Dotychczas skupiali się przede wszystkim na Warszawie. Założyli tu ponad 30 pokazowych łąk i stworzyli centrum edukacji. Zrealizowali jednak też kilka dużych projektów w innych miastach, m.in. w Krakowie. Zmiana trawników w łąki kwietne przyniosła tam 6-krotne oszczędności związane z ograniczeniem kosztów koszenia, a zastosowaną mieszankę kwiatów łąkowych miasto wpisało w swą strategię antysmogową.

Obecnie, wspólnie z Fundacją Ashoka i Stowarzyszeniem Monar, przygotowują się do programu, który ma angażować bezrobotnych i uzależnionych w zbieranie i produkcję nasion. Chcą mieć realny wpływ nie tylko na ochronę środowiska, ale też na zmianę społeczną.

17. Wióry lecą

Zaczęło się od robienia mebelków z córkami. Okazało się, że dziewczynki szybko się wkręciły w piłowanie, wiercenie i szlifowanie. To natchnęło Katarzynę Sawko i jej partnera Michała Malinowskiego do zorganizowania warsztatów stolarskich dla koleżanek Katarzyny. Założyli wydarzenie na FB – piknik stolarski dla kobiet. Zgłosiło się ponad 300 dziewczyn. Liczba chętnych kompletnie ich zaskoczyła. Nie mieli tyle potrzebnych narzędzi ani drewna. Zaapelowali o pomoc na polakpotrafi.pl. I tu znów zaskoczenie – potrzebowali ok. 6 tys. zł, a w mig zebrali prawie 13 tys. Wtedy wpadli na pomysł stworzenia stałych warsztatów dla kobiet i stolarni w mieście. Był rok 2014.

Stolarnię w Warszawie prowadzili przez dwa lata. Organizowali w niej warsztaty ze stolarki, renowacji mebli i tapicerki. Aktualnie skoncentrowali się na organizowaniu warsztatów w całej Polsce. Latem i wiosną prowadzą stolarnię na Podlasiu. Organizują też warsztaty dla firm. Uczą ludzi samodzielnego naprawiania i tworzenia rzeczy, przełamują stereotypy dotyczące podziału prac na kobiece i męskie, uczą, jak korzystać ze starych narzędzi stolarskich, pokazują, ile satysfakcji może przynieść przywrócenie do życia rodzinnych staroci.

Na zajęciach korzystają tylko z drewna sprawdzonego pod względem certyfikacji w zakresie zrównoważonego gospodarowania zasobami leśnymi. Resztki pozostałe po warsztatach przekazują na miejskie warsztaty plastyczne i kompostowniki. Angażują się też w ważne projekty społeczne, jak np. warsztaty dla wychowanków Towarzystwa Przyjaciół Dzieci czy dla kobiet w więzieniu na warszawskim Grochowie.

18. Witalna Polska

Według raportu WHO z 2018 r. już niemal co czwarty Europejczyk cierpi na otyłość. Żyjemy „na siedząco”, odżywiamy się nieregularnie, często sięgamy po żywność wysoko przetworzoną i nie mamy nawet elementarnej wiedzy o tym, jak żyć zdrowo. Skarżymy się na stres, ale nie mamy pojęcia, że w dużej mierze sami go sobie fundujemy, nie dbając o dobrą kondycję fizyczną i zbilansowaną dietę.

Maciej Kozakiewicz podjął próbę edukacji Polaków na temat zrównoważonego trybu życia. Od 2013 r. organizuje Uniwersytet Witalny, z programem nawiązującym do samokształcenia pod opieką mentora. Podczas warsztatów „wyposaża” uczestników w praktyczne umiejętności w trzech sferach kluczowych dla utrzymania witalności: technik relaksacyjnych neutralizujących stres, umiarkowanej aktywności ruchowej i komponowania posiłków wegetariańskich. Tłumaczy, dlaczego zrównoważone życie jest ważne dla nas w wymiarze indywidualnym, ale także dla świata – jak dieta oparta na produktach roślinnych wpływa na zmniejszenie zużycia zasobów naturalnych i redukcję produkcji CO2. Oprócz zdrowia, pomaga też poprawić samopoczucie. Program jest dostępny w postaci tradycyjnych kursów lub za pomocą platformy e-learningowej.
Kozakiewicz stworzył też internetowy przewodnik po Polsce. Można w nim znaleźć rekomendowanych lekarzy medycyny naturalnej, restauracje z naturalną żywnością, warsztaty rozwojowe, ruchowe i terapeutyczne. Zimą i latem organizuje Festiwale Witalne, podczas których blisko natury można nauczyć się jogi, slow joggingu, technik oddechowych, a podczas wakacji – Lato Leśnych Ludzi, specjalne obozy dla ojców z synami, których celem jest nie tylko wypoczynek, ale też – przy dyskretnej pomocy psychologa – pogłębienie relacji.

19. WoshWosh

Rocznie wyrzucamy kilka milionów par butów, choć gdyby poddać je renowacji, mogłyby odzyskać swój dawny blask. Martyna Zastawna miała jednak swoje ukochane buty, których wyrzucić nie chciała. Pragnęła je tylko wyczyścić i przywrócić do oryginalnej świetności. Zaniosła więc do pralni. Tu jednak okazało się, że nie tylko w Polsce, ale nawet w całej Europie nie ma pralni, który by takie buty wyczyściła. To był impuls, od którego zakiełkował jej w głowie pomysł na firmę. Tym bardziej że ekologia, idea zero waste i zasady mniej kupuj, więcej naprawiaj i dłużej korzystaj ze swoich rzeczy są jej bardzo bliskie.

W biznes planie zakładała, że w pierwszym miesiącu do WoshWosh trafi 10 par butów, dostali 500. Okazało się, że nowoczesna wersja szewca połączona z działalnością opartą na renowacji, czyszczeniu i personalizacji obuwia podbiła serca miłośników butów. „Kupili” ich też sposobem obsługi: do każdej pary butów podchodzą jak lekarze do pacjenta i stosują zindywidualizowane „leczenie”.

Do czyszczenia nie stosują produktów pochodzenia zwierzęcego. Chętnie przekazują też fachową wiedzą o pielęgnacji obuwia, na firmowej stronie i w rozmowach bezpośrednich. Nie boją się też dzielić wiedzą: ci, którzy chcą zgłębić tajniki zawodu szewca, mogą u nich zapisać się na szkolenie z profesjonalnej renowacji obuwia. Wychodzą też poza firmę: poprzez współpracę z zakładami rzemieślniczymi, wspierają zawody, którym grozi likwidacja. Sztukę przywracania życia butom zaprzęgli też do celów społecznych: organizują zbiórki obuwia, a po renowacji, przekazują je m.in. bezdomnym.

20. Solace

Jednym z głównych źródeł nierówności na świecie jest brak mieszkań. Ponad 15 proc. Europejczyków na koszty związane z zamieszkaniem wydaje ponad 40 proc. swoich przychodów. W związku z nieustannie rosnącymi cenami nieruchomości, ziemi i wynajmu nie mają szans na własne lokum. W Polsce obecnie brakuje ponad 2 mln mieszkań, a do 2030 r. ta liczba może wzrosnąć o 600 tys.

Piotr Pokorski, Bartłomiej Głowacki i Paweł Kryński, twórcy architektonicznego startupu, wpadli na pomysł, jak zrewolucjonizować rynek mieszkaniowy. Wymyślili tani i ekologiczny projekt, który może zapewnić każdemu niedrogi dach nad głową. Ich Solace (solace z ang. – pociecha, ukojenie) daje szansę na dom ludziom, których nie stać na zaciągnięcie kilkuset tysięcznych kredytów. Dom jest mały, tani i niedrogi w utrzymaniu. Można go złożyć własnoręcznie w 72 godz. z dostarczonych w kontenerze prefabrykatów. Jest bezemisyjny, neutralny węglowo i w 80 proc. gotowy do recyklingu. Poza tym samowystarczalny energetycznie, a nadwyżki energii z umieszczonych na dachu paneli fotowoltaicznych, sprzedawane do sieci mogą generować dochód dla właścicieli.
– Celem firmy jest dostarczanie pierwszego własnego domu, który pozwoli Europejczykom uciec z pułapki ubóstwa – mówią twórcy Solace. Zwracają też uwagę, że to nie tylko dom, ale przede wszystkim system zrównoważonego budownictwa, który może generować przychody dla właścicieli i stymulować lokalną gospodarkę w biednych regionach. Chcą zmienić sposób myślenia o domu jako koszcie, na myślenie o nim jako inwestycji, która nie tylko się zwraca, ale może też zarabiać.

Przy przygotowaniu sylwetek startupów korzystałam m.in. z Raportu Startapy pozytywnego wpływu 2019, Akademia Leona Koźmińskiego pod red. Bolesława Roka

Autorzy

Małgorzata Mierżyńska

Małgorzata Mierżyńska

Autorka tekstu wyróżnionego w 10. edycji konkursu ,,Pióro Odpowiedzialności” w kategorii artykuł prasowy.Tekst zatytułowany „Nowa fala polskiego biznesu. 20 firm, które zmienią Polskę” ukazał się pierwotnie w magazynie My Company Polska, 27.06.2019.